O oświadczeniu o podziale obowiązków

Na początek informacja organizacyjna: nadchodzi czas kanikuły, przynajmniej dla autora „szponów”. Co prawda zamówień w całości nie uda mi się od siebie odczepić, ale staram się jak mogę je w tym czasie ograniczać – a zatem kolejne „szpony” pojawią się zapewne dopiero pod koniec sierpnia. Może w międzyczasie uda się przeprowadzić pewne od dawna planowane prace techniczne – mogę mieć tylko nadzieję, że z tej okazji nie będzie przerw w nadawaniu. A przedwakacyjnie sięgnę po temat, który przewinął się już w ubiegłotygodniowym tekście – oświadczenia wykonawców wspólnie ubiegających się o udzielenie zamówienia, o których mowa w art. 117 ust. 4 Pzp, czyli wskazującego kto w ramach realizacji zamówienia będzie wykonywał jaki zakres. Tym razem jednak nie o spółce cywilnej, ale po prostu o konsorcjum.

To oświadczenie to nowy wynalazek ustawodawcy (no, relatywnie, w końcu ustawa obowiązuje od półtora roku). Poniekąd zrozumiały: jeśli w przypadku podmiotów udostępniających zasoby zamawiający mógł wymagać, aby realizowały ten kawałek zamówienia, który odpowiada spełnianemu przez nie warunkowi, to w odniesieniu do konsorcjów analogiczna zasada jest nie od rzeczy. W przypadku podmiotów udostępniających zasoby można było zweryfikować w tym zakresie zobowiązania do udostępnienia zasobów, które ustawodawca niezwykle nieszczęśliwie kazał w nowej ustawie składać wraz z ofertą – pisałem o bezsensie takiego rozwiązania już bodaj trzykrotnie, ostatni raz przed dwoma laty. Natomiast w przypadku konsorcjum narzędzia brakowało. No i jest: oświadczenie z art. 117 ust. 4 Pzp.
Czytaj dalej

O samodzielnym uzyskaniu przez zamawiającego dokumentów

Art. 127 pkt 1 Pzp (a także art. 274 ust. 4 Pzp – boskie jest to rozdwojenie przepisów na pożytek postępowań o różnej wartości, które dzięki art. 266 absolutnie niczego nikomu nie ułatwia) przewiduje, że zamawiający może nie wzywać wykonawcy do złożenia podmiotowych środków dowodowych, jeśli może je sam pozyskać za pomocą bezpłatnych i ogólnodostępnych baz danych. Najczęstszym chyba przykładem zastosowania tego przepisu jest samodzielne pobieranie przez zamawiających odpisów z CEIDG oraz KRS (jest to też możliwe w przypadku Centralnego Rejestru Beneficjentów Rzeczywistych, ale papierki stamtąd są znacznie rzadziej wymagane).

Ustawodawca obwarował tę możliwość wszakże warunkiem: o ile wykonawca wskazał w oświadczeniu o niepodleganiu wykluczeniu i spełnianiu warunków udziału w postępowaniu (powyżej progów unijnych – składanemu w formie JEDZ) dane umożliwiające dostęp do tych środków. Przepis jest dość wyraźny i znaleźć można w doktrynie stanowiska, zgodnie z którymi jeśli takich danych w tym oświadczeniu nie ma, zamawiającego nic nie zwalnia z obowiązku wezwania wykonawcy do złożenia takich dokumentów, choćby nawet doskonale wiedział gdzie je znaleźć (ostatnio np. Lidia Piotr-Krajecka w tekście „Samodzielne składanie dokumentów przez wykonawcę” w wakacyjnym wydaniu „Zamawiającego).
Czytaj dalej

O kłopotach spółki cywilnej

Spółka cywilna to wyjątkowe zwierzę: faktycznie jest firmą, a formalnie czasami nią jest, a czasami nie jest. Nawet podatki płaci na różne sposoby: dochodowy płacą wspólnicy (z osobna), a VAT – spółka. I choć spółka ma swój NIP i REGON, na gruncie zamówień publicznych każą nam traktować wspólników spółki cywilnej jako oddzielnych wykonawców wspólnie ubiegających się o udzielenie zamówienia. Jest wrzucana do jednego worka z konsorcjum, tymczasem w praktyce niewiele ma z nim wspólnego: konsorcja są zwykle tymczasowe, tworzone dla poszczególnych przedsięwzięć, bez wspólnych zasobów i organizacji. Spółka cywilna – przeciwnie, to byt trwały, jedna organizacja, jedne zasoby.

W efekcie w przetargach dochodzi do zderzenia rzeczywistości z formalnością, które bywa dla przedsiębiorców działających w tej formie małym problemem. Zaczyna się już od wypełniania formularza ofertowego, w którym wskazuje się wykonawcę – wpisać wspólników czy spółkę? A może jedno i drugie? Cóż, cokolwiek wykonawca (wykonawcy) nie zrobi, zwykle zamawiający jest w stanie ustalić, z kim ma do czynienia – jeśli jako wykonawca będzie wpisana spółka, ustalenie wspólników jest dziecinnie proste. Jeśli odwrotnie – jest podobnie.
Czytaj dalej

O wykluczeniu na podstawie ustawy „sankcyjnej”, o zakazie ubiegania się o zamówienie na podstawie rozporządzenia Rady i o UZP

Rys. Wanda Bednarczyk

Trudno chyba o temat bardziej na czasie w zamówieniowym światku niż dwa błyskawicznie wprowadzone ograniczenia dotyczące podmiotów związanych z Rosją: zakaz udzielania zamówień publicznych wynikający z art. 5k rozporządzenia Rady (UE) nr 833 (2014) oraz obowiązek wykluczenia z postępowania na podstawie ustawy o szczególnych rozwiązaniach w zakresie przeciwdziałania wspieraniu agresji na Ukrainę oraz służących ochronie bezpieczeństwa narodowego. Przepisy mocno niecodzienne (zwłaszcza te unijne), więc nie dziwota, że jest problem ze stosowaniem ich w praktyce – a UZP nie pomaga (jedyny „praktyczny” komunikat prześlizguje się bokiem po problemach).

Mamy zatem wynikający z rozporządzenia Rady zakaz udzielania zamówień publicznych podmiotom rosyjskim, z beneficjentami rosyjskimi lub kontrolowanych przez Rosjan. Zakaz, który nijak nie wpisuje się w zawarte w naszej ustawie przesłanki wykluczania (no, chyba że uznać, że dotyczy tego art. 108 ust. 1 pkt 4 ustawy, ale w mojej opinii raczej nie da się tego podciągnąć), ani odrzucenia oferty (nie widzę nigdzie ścieżki do stwierdzenia nieważności takiej oferty). Idąc zatem drogą prawa należałoby po prostu uznać – w sytuacji gdyby taki wykonawca miał wygrać przetarg – że postępowanie obarczone jest wadą i je unieważnić, a to przecież byłoby katastrofą. Co prawda unijne rozporządzenie dotyczy tylko postępowań powyżej progów unijnych plus części postępowań nieobjętych dyrektywami na podstawie stosownych merytorycznych wyłączeń, ale to „tylko” to spora część zamówień, na dodatek tych o największym znaczeniu. Polski ustawodawca nijak w stosowaniu tego przepisu nie pomógł, UZP także (w swoim komunikacie zapomina, że wskazane przezeń rejestry nie obejmują wszystkich przypadków objętych zakazem, a także nie obejmują podmiotów zagranicznych).
Czytaj dalej

O tłumaczeniach

Wątek używania języków obcych w postępowaniach zamówieniowych poruszałem w „szponach” już kilkakrotnie, choć dość dawno. Ostatni raz zdaje się przed ponad sześcioma laty, w w tym tekście. I choć w międzyczasie dorobiliśmy się nowej ustawy, tekst pozostał aktualny. A nawet aktualności przybyło, bo choć przepisy ustawy co do treści w zasadzie się nie zmieniły, coraz szybciej zmienia się świat. Dla naszych dzieci (no dobrze, dla mojego dziecka) język angielski zaczyna być alternatywną formą komunikacji, niewymagającą najmniejszego wysiłku. Wkracza nie tylko pod strzechy, ale także do urzędów. I choć nie widziałem jeszcze żadnego urzędowego papierka z naszego kraju wydanego w języku angielskim, coraz częściej trafiam na takie w dokumentach składanych przez wykonawców z innych krajów – już nie zaskakują zaświadczenia czy wypisy z rejestrów sporządzone właśnie po angielsku, mimo że nie jest on językiem urzędowym w miejscu, gdzie je wystawiono.

Dla wykonawców zagranicznych bariera językowa jest jedną z tych, które najtrudniej pokonać. Konieczność wożenia ze sobą tłumacza na spotkania, przekładania na krajowy język dokumentów, wreszcie brak zrozumienia tego, co się do niego pisze i konieczność zaufania, że tłumacz wyłapie wszelkie niuanse z dokumencie, na podstawie którego wykonawca ma podejmować ważną decyzję biznesową – to wszystko zmniejsza konkurencyjność postępowań, bo zniechęca wykonawców zagranicznych do brania w nich udziału. Oczywiście, nie jest to jedyna bariera, jest ich więcej, ale powoli ich ubywa – parę lat temu zniknął problem odległości, bo pojawiła się elektronizacja zamówień publicznych. Za parę miesięcy odejdzie w niebyt miniportal i można liczyć na to, że składanie ofert w wielu postępowaniach nie będzie się już odbywało za pośrednictwem ePuapu, wyjątkowo nieprzyjaznego dla osób z zagranicy, choćby przez ten nieszczęsny PESEL.
Czytaj dalej

Ponownie o certyfikacji wykonawców

Temat certyfikacji wykonawców, która mogłaby stanowić znakomite narzędzie ułatwiające życie całej rzeszy wykonawców i zamawiających, w „szponach” przewijał się już wielokrotnie. Nawoływałem do sięgnięcia po to rozwiązanie przed dziewięcioma laty, a kilka miesięcy temu cieszyłem się z pojawienia się takiego wątku w projekcie „Polityki zakupowej państwa”. Cieszyłem się ostrożnie, bo konkretów było tam niewiele, horyzont czasowy niepewny, ale zawsze był to kolejny krok w kierunku spełnienia marzenia, które długo wydawało się w naszym kraju nieziszczalne (choć udawało się je zmaterializować w wielu innych krajach UE).

Tymczasem kilka tygodni temu „Politykę zakupową państwa” oficjalnie zaakceptowano, a wątek certyfikacji wykonawców nabrał nieco bardziej konkretnych kształtów – Minister Rozwoju i Technologii ogłosił konsultacje publiczne dotyczące „Zielonej księgi certyfikacji wykonawców zamówień publicznych” – czyli dokumentu zawierającego opis zamierzeń i dylematów z nimi związanych oraz pytań skierowanych do rynku zamówieniowego. Niniejszy tekst będzie swego rodzaju odpowiedzią na niektóre z tych pytań (choć mam wrażenie, że niektóre z moich uwag akurat do pytań niespecjalnie pasują, nie mogę jednak ich pominąć.
Czytaj dalej

O trzyletniej upadłości

Jedną z przesłanek wykluczenia wykonawcy z postępowania (tych z gatunku nieobowiązkowych, a zatem których stosowanie zależy każdorazowo od decyzji zamawiającego) dotyczy poważnych kłopotów gospodarczych. Na podstawie art. 109 ust. 1 pkt 4 Pzp, jeśli jest w danym postępowaniu stosowany, wyklucza się wykonawcę „w stosunku do którego otwarto likwidację, ogłoszono upadłość, którego aktywami zarządza likwidator lub sąd, zawarł układ z wierzycielami, którego działalność gospodarcza jest zawieszona albo znajduje się on w innej tego rodzaju sytuacji wynikającej z podobnej procedury przewidzianej w przepisach miejsca wszczęcia tej procedury”.

Tej sytuacji dotyczą jeszcze trzy przepisy. Jeden, który pozostawimy na boku, daje możliwość wykonawcy samooczyszczenia (czyli teoretycznie może udowodnić, że mimo że upada, to już jest wszystko dobrze, a winni upadku zostali ukarani). Drugi wyznacza ramy czasowe stosowania wskazanej przesłanki – zgodnie z art. 111 ust. 4 Pzp „wykluczenie wykonawcy następuje (…) na okres 3 lat od zaistnienia zdarzenia będącego podstawą wykluczenia”. I właśnie on pobudził mnie do refleksji – zacząłem się zastanawiać, czy sposób sformułowania tego przepisu jest najszczęśliwszy.
Czytaj dalej

O formie referencji

W jednym z ostatnich „Informatorów UZP” natknąłem się w zbiorze cytatów z wyroków KIO na fragment orzeczenia z 26 kwietnia 2021, sygn. akt KIO 902/21. W wyroku omówiono kilka różnych wątków, a dwa z nich dotyczą dokumentów potwierdzających należyte wykonanie prac wskazanych w wykazie usług. Zarzut związany z tymi dokumentami dotyczył przede wszystkim nadmiernej ich ogólności. Uzupełniony został jednak także zarzutem dotyczącym niewłaściwej formy i w „Informatorze” zacytowano właśnie fragment orzeczenia, w którym KIO odniosło się do tej formy.

Sprawa wyglądała następująco (pomijając oczywiście inne wątki): wykonawca złożył zamawiającemu referencje, które miały formę wiadomości mailowych od zleceniodawcy usług. Zostały one przedstawione w formacie pdf i podpisane elektronicznie przez wykonawcę. KIO uznało, że taka forma jest nieprawidłowa – że referencja ma być albo papierowa (i wówczas może być zeskanowana i podpisana przez wykonawcę), albo w formie oryginalnego dokumentu elektronicznego – i taki dokument ma być podpisany elektronicznie przez wystawcę. Powołała się przy tym na okoliczność, że w rozporządzeniu Prezesa Rady Ministrów z dnia 27 czerwca 2017 r. w sprawie użycia środków komunikacji elektronicznej w postępowaniu o udzielenie zamówienia publicznego oraz udostępniania i przechowywania dokumentów elektronicznych – nie przewidziano możliwości składania dokumentów jako wiadomości e-mail. Czy jednak KIO miało rację?
Czytaj dalej

O nieżądaniu dokumentów na potwierdzenie spełniania warunków udziału

Czekając na certyfikację wykonawców, dziś będzie o rozwiązaniu przewidzianym w art. 124 pkt 2 nowej ustawy Pzp. Zgodnie z tym przepisem zamawiający może, ale nie musi żądać od wykonawców w toku postępowania o wartości przekraczającej progi unijne dokumentów na potwierdzenie spełniania warunków udziału w postępowaniu i kryteriów selekcji. Wcześniej takie rozwiązanie funkcjonowało tylko w postępowaniach o wartości poniżej progów unijnych, natomiast powyżej nich żądanie dokumentów było obowiązkowe. Obecnie każdy zamawiający w każdym postępowaniu może odpuścić wykonawcom obowiązek składania części środków dowodowych – także i w tych największych. Czy ma ono jednak sens?

Warunki udziału w postępowaniu zamawiający określa po to, aby zweryfikować zdolność wykonawców do realizacji zamówienia. Aby nie wyrzucić publicznych pieniędzy w błoto, nie zmarnować czasu, po prostu aby w terminie i w budżecie zrealizować określoną, zwykle publiczną potrzebę. Im większa wartość zamówienia, tym dbałość w tym zakresie istotniejsza (choć przecież i graniczne 130 000 zł netto to przecież – obiektywnie rzecz biorąc – niemało kasy). Oczywiście, warunki nie są narzędziem doskonałym, szczególnie w kontekście dominującej w doktrynie teorii o konieczności ich zerojedynkowości, ale w pewnych aspektach lepszych narzędzi zamawiający nie mają, a zatem muszą stosować i takie.
Czytaj dalej

O certyfikacji wykonawców

Zdarzyło mi się pisać w „szponach” (zresztą nie tylko, bo różne europejskie systemy w tym zakresie przedstawiałem w 2014 na łamach krakowskiej „Correcty”) o certyfikacji wykonawców, jednak zawsze w kategorii nieziszczalnego marzenia. Od wielu lat stosowne możliwości wynikają w dyrektyw, liczne kraje europejskie z nich korzystają, natomiast u nas temat leżał całkowitym odłogiem. I to pomimo faktu, że byłoby to rozwiązanie co prawda ściągające więcej roboty na UZP lub inny organ, natomiast znakomicie ułatwiające życie wykonawcom i zamawiającym, tak że bilans wychodziłby na zdecydowany plus. Zwłaszcza gdyby odnosił się nie tylko do przesłanek wykluczenia, ale też do warunków udziału w postępowaniu. Tymczasem nagle okazało się, że to marzenie jednak może się ziścić.

Tuż przed narodowym świętem Minister Rozwoju, Pracy i Technologii rozpoczął konsultacje publiczne projektu „Polityki Zakupowej Państwa” (nie wiem, skąd te wielkie litery). Projekt opublikowano pod adresem https://www.gov.pl/web/rozwoj-technologia/konsultacje-publiczne-polityki-zakupowej-panstwa. I wśród najróżniejszych spraw objętych tym dokumentem znalazła się ta wymarzona przeze mnie certyfikacja wykonawców. Co prawda nie ma jej wśród najważniejszych haseł „Polityki” podkreślanych przez Ministra w komunikacie na temat rozpoczęcia konsultacji, w samej „Polityce” też niewiele jest na jej temat. Ale dla mnie, człowieka siedzącego w zamówieniach od niemal ćwierć wieku, to może być jej najistotniejszy element.
Czytaj dalej