Dziś o czymś, czego w przepisach mi brakuje. I szczerze mówiąc, nie mam zielonego pojęcia dlaczego. Mianowicie mamy dyrektywę 2014/23/UE, mamy wprowadzającą ją do polskiego porządku prawnego ustawę o umowie koncesji na roboty budowlane lub usługi, jednak oba te akty pozwalają na realizację koncesji (wielce przydatnego w niektórych sytuacjach instrumentu) tylko w odniesieniu do dwóch spośród trzech głównych rodzajów przedmiotu zamówienia – robót budowlanych i usług, pomijając dostawy. Nasza ustawa w definicjach zawartych w art. 2 zresztą poniekąd to podkreśla – definiuje zarówno roboty budowlane, jak i usługi, identycznie jak w ustawie Pzp. A więc definicja usług stanowi: „wszystko, co nie jest robotą budowlaną ani dostawą”…
A czasami prosiłoby się, aby taką koncesję na dostawy zrobić. Jasne, jak coś na rynku może dobrze się sprzedawać, to prędzej czy później znajdzie się podmiot prywatny, który taką lukę w podaży zapełni. Jednak czasami trzeba rynek popchnąć kijem, zachęcić. A czasami ryzyko wejścia na rynek jest na tyle duże, że zachęta powinna mieć wymiar dopłaty. I w takich przypadki koncesja byłaby nie od rzeczy. Sam zetknąłem się z sytuacją, gdy zamawiający chciał, aby podmioty oferowały osobom trzecim możliwość zakupu określonego produktu, ale nijak nie szło ubrać tego w definicję usługi, bo chodziło o produkowanie konkretnych towarów i zwykłą odsprzedaż. Nie chciał płacić za dostawy, choć pewnie gotów był właśnie do pewnych dopłat. Bo gdyby po prostu płacił – cóż, byłoby to zwykłe zamówienie, a nie koncesja.
Czytaj dalej