W środę w Gazecie Prawnej pojawił się artykuł na temat grudniowego wyroku KIO w sprawie KIO 3089/20. Sprawa wyglądała następująco: Zamawiający podzielił zamówienie na dwie w praktyce identyczne części i dopuścił składanie ofert przez jednego wykonawcę tylko na jedną część. Odwołujący stwierdził, że dla takiego działania nie ma uzasadnienia – sens miałoby jedynie dopuszczenie wyboru oferty wykonawcy tylko na jedną część, przy możliwości składania ofert na obie części. Oba te rozwiązania dopuszczają zarówno nowe, jak i stare przepisy. KIO odwołanie oddaliło. A ja, choć jestem w stanie zrozumieć KIO, nie jestem w stanie zrozumieć zamawiającego.
KIO poniekąd rozumiem. Jest sobie art. 36aa ustawy Pzp (a raczej był – teraz mamy art. 91 Pzp), który dawał taką możliwość zamawiającemu. I gdyby uznać, że takie podejście jest nieracjonalne, sam przepis de facto straciłby rację bytu, bo w gruncie rzeczy nie potrafię wyobrazić sobie sytuacji, w której bardziej sensowne nie byłoby dopuszczenie składania ofert na wszystkie części z ograniczeniem liczby części, na którą można wybrać wykonawcę. Choć jest „poniekąd”. Po pierwsze, bo każdy przepis należy stosować z głową i działanie zamawiającego można uznać za będące na bakier z obowiązkiem zapewnienia uczciwej konkurencji (co prawda zwiększa dostęp do zamówienia, ale tak samo zwiększałby model proponowany przez odwołującego, a do postępowania wprowadza kompletnie zbędny element losowości), a po drugie dlatego, że w uzasadnieniu Izba „łyknęła” i powtórzyła banialuki wypisywane przez zamawiającego.
Czytaj dalej