O umowie na czas nieoznaczony

Zaglądam czasami w różne miejsca w zamówieniowych internetach – często podobne do „szponów”. Zwykle zaglądam po to, aby poszukać pomocy przy rozwiązywaniu zamówieniowych problemów (niezależnie od tego, ile czasu człowiek w tych zamówieniach siedzi, zawsze zdarzają się sytuacje, w których pomocy będzie potrzebował). A czasem po to, by po prostu poczytać. I tak trafiłem na teksty Małgorzaty Węgiel o zamówieniowcach na stronie przetargowa.pl (ten i ten). Sympatyczne (jeśli to najbardziej adekwatne słowo) i w wielu miejscach trafiające dokładnie do celu – pewnie każdy zamówieniowiec stwierdzi, że sporo z tego, co tam napisane, i jego dotyczy. Stanowią fragment książki wydanej własnym sumptem autorki, która i do „szponów” dotarła, ale na jej przeczytanie dopiero trzeba znaleźć czas (jako pdf jest dostępna tutaj).

Wśród tekstów bardziej praktycznych, które przy okazji tam przejrzałem, znalazłem i taki, który mnie zaskoczył – mianowicie Malwina Wiśniewska postawiła w nim tezę, że zamawiający publiczny, udzielając zamówienia o wartości poniżej progu 130 000 zł, nie ma prawa podpisać umowy na czas nieoznaczony. Autorka przywołała dwa argumenty. Pierwszy z nich dotyczy zasad szacowania wartości zamówienia – i odnosi się do faktu, że skoro wartość zamówienia szacujemy dla całej umowy, to w przypadku umowy zawartej na czas nieoznaczony próg 130 tys. zł zawsze będzie osiągnięty, prędzej czy później. Drugi argument dotyczy zasad zaciągania zobowiązań z ustawy o finansach publicznych – bo tylko powtarzanie zamówień co jakiś czas daje gwarancję, że te zasady będą spełnione.

Czytaj dalej

O podpisywaniu ofert w postępowaniach podprogowych i nie tylko

O podpisywaniu ofert w postępowaniach ustawowych już tu pisałem, pewnie nie raz. Rozumiem wymóg podpisu kwalifikowanego w postępowaniach unijnych, bo tego wymaga od nas dyrektywa (choć korona by z głowy nikomu nie spadła, gdyby dopuścić tu niekoniecznie kwalifikowane, ale także i zaawansowane formy podpisu elektronicznego). Nie rozumiem wymogu podpisu kwalifikowanego, zaufanego lub osobistego w postępowaniach krajowych, bo ten wymóg narzuciliśmy sobie sami, a w praktyce bardziej utrudnia niż ułatwia życie (i to po obu stronach). Cóż, zamawiający nie mają wyjścia, ustawa jest jaka jest.

Jednak tam gdzie ustawa się kończy, a zamawiający w praktyce sam decyduje o wszystkim, czyli w postępowaniach pozaustawowych, w szczególności podprogowych, narzucanie jakichś szczególnych wymagań dotyczących sposobu podpisania oferty, pełnomocnictw itp. w 99% traci sens. Cóż nam bowiem przeszkadza, że ofertę przyśle zwykłym mailem „zwykły” handlowiec? Pamiętajmy, że wykonawca to podmiot gospodarczy, działający w celu osiągnięcia zysku, i jeśli taka oferta tego handlowa będzie najkorzystniejsza, żaden wykonawca nie odmówi realizacji zamówienia. No, czasami problemy pojawiają się wtedy, gdy zamawiający wymyśla przeszarżowaną umowę, której warunków nikt racjonalnie myślący nie spełni, ale w takim przypadku nie ma żadnych przeszkód, aby sięgnąć po kolejną ofertę (choć pewnie bardziej racjonalne w niejednym przypadku byłoby odpuszczenie w umowie).

Czytaj dalej