Przy święcie człowiek chciał odgonić od siebie rozkminianie zamówieniowych kruczków, będzie zatem refleksja bardziej ogólnej natury. Wciąż mówimy o „nowej” ustawie Pzp, tymczasem ona obowiązuje nas już ponad cztery lata i o „starych” przepisach powoli zapominamy. Gdy uchwalano obecne przepisy, jednym z argumentów za ich wprowadzeniem był fakt, że poprzednia regulacja była kilkudziesięciokrotnie zmieniana, w tym przynajmniej kilka czy kilkanaście razy – dość poważnie. Mniej więcej co dwa lata dostawaliśmy „większe” nowelizacje, po których pewne nawyki trzeba było zmieniać.
Nowa ustawa miała sprawę uporządkować. Ale po tych czterech latach mogę chyba napisać, że jedyną wartością dodaną związaną z ujęciem regulacji w nowy kształt, było uporządkowanie odrobiny bałaganu, który do poprzedniej regulacji przez kilkanaście lat nowelizowania się wkradł. Ale czy ta wartość dodana była warta całej reszty? Owszem, pojawiło się kilka cennych zmian (choć niekoniecznie najszczęśliwiej wprowadzonych, bo konstrukcja dotycząca zamówień krajowych, niby osobna, ale z odwołaniem do szeregu przepisów w części unijnych jest wyjątkowo kuriozalna), ale tak naprawdę zrobiono kolejny krok w kierunku konstrukcji molocha nie do ogarnięcia.
Czytaj dalej