O premii dla wykonawcy

Kary są normą w umowach o zamówienie publiczne. To poniekąd oczywiste – pomijając aspekt rekompensaty szkód wywołanych niewłaściwym wykonaniem zamówienia, mają one charakter dyscyplinujący. Wykonawca powinien wiedzieć, że zawalenie sprawy nie skończy się tylko rozwiązaniem umowy, ale i trzepnie go po kieszeni. To ma mobilizować go do prawidłowej realizacji kontraktu, w terminach i zgodnie z wymaganiami zawartymi w umowie (te terminy są tu wyróżnione, bo chyba najczęściej właśnie ich kary dotyczą i najczęściej są tutaj nakładane).

Mamy więc kij. Ale budowanie motywacji może być realizowane nie tylko za pomocą kija – istnieje bowiem przecież także możliwość oferowania marchewki. W zamówieniach publicznych z taką marchewką jest kłopot. Mamy umowę, w której świadczenia pojawiają się z dwóch stron: wykonawca robi coś dla zamawiającego, a ten ostatni płaci wykonawcy kwotę, jaka wcześniej została podana w ofercie. Można zatem powiedzieć, że dodatkowa marchewka jest niepotrzebna – prawidłowe wykonanie prac powinno obie strony wystarczająco usatysfakcjonować (zamawiający cieszy się z realizacji zamierzonego celu, wykonawca otrzymuje odpowiednią zapłatę).

Czytaj dalej

O zamówieniach na promocję przez profesjonalny sport

Kilka tygodni temu na łamach „Forbesa” pojawił się tekst dotyczący słuszności wspierania z budżetu publicznego działalności klubów sportowych (temat ten zresztą miał ostatnio dość szeroki rozgłos, głównie z uwagi na potępianie wysokich wydatków na profesjonalny sport ze strony zadłużonych budżetów krajów południowoeuropejskich – np. Hiszpanii).

Zamówienia publiczne we wspomnianym tekście się nie pojawiły, gdyż autorka zajmowała się w nim kluczową kwestią: czy w ogóle należy angażować finanse publiczne w takie przedsięwzięcia. To, w jaki sposób należy je tam przekazywać (jeśli już w ogóle się przekazuje) – to przy tym drobny szczegół. Tymczasem dla czytelników „szponów” zwykle ważniejsze będzie „jak” niż „czy”, albowiem zwykle decyzja kluczowa jest podjęta nad ich głowami, a im pozostaje głowić się nad tym, jak ją zrealizować w praktyce.
Czytaj dalej

O kredycie konsolidacyjnym

Dziś będzie krótko, nadeszły bowiem ciężkie czasy dla autora. Będzie też nie o zamówieniach publicznych, ale o finansach publicznych. Co prawda finanse publiczne już od jakiegoś czasu dotyczą mnie raczej nieznacznie, temat leżał w kolejce i nadeszła jego pora. Chodzi zaś ponownie o wskaźnik zadłużenia jednostek samorządu terytorialnego. Wątek limitów zadłużenia pojawił się już w szponach parę lat temu (tutaj), w nieco innym zakresie, ale jedno można powiedzieć – wciąż te wskaźniki oderwane są od rzeczywistości. Tak było za czasów starej ustawy o finansach publicznych, tak jest i pod rządami obecnej (niezależnie od tego, że ostatnio sposób obliczania wskaźnika uległ zmianie).

Jednym z powodów niskiej oceny wskaźników jest m.in. znaczne ograniczenie dostępu samorządów do pewnego całkiem sensownego instrumentu, z którego mogą korzystać wszelkie inne podmioty na rynku, w tym nawet zwykłe osoby publiczne. Instrumentu, którego użycia nie ogranicza nawet swoimi rekomendacjami KNF, tak przecież gorliwie ograniczający ryzyko transakcji kredytowych. A chodzi o kredyty konsolidacyjne.
Czytaj dalej

O skutkach braku kontrasygnaty

Jest kilka ustaw, generalnie dotyczących samorządów, w których zawarto zasadę, iż zobowiązanie finansowe jednostki samorządu terytorialnego winno być opatrzone kontrasygnata skarbnika owej jednostki (albo głównego księgowego) – a więc osoby odpowiedzialnej za jej finanse. Art. 46 ust. 3 ustawy o samorządzie gminnym stanowi iż kontrasygnata taka potrzebna do skuteczności takiego zobowiązania. Analogicznie: art. 48 ust. 3 ustawy o samorządzie powiatowym i art. 57 ust. 3 ustawy o samorządzie województwa. Z kolei ustawa o finansach publicznych w art. 262 ust. 1 stanowi, że kontrasygnata skarbnika przy zaciąganiu kredytów, pożyczek i emisji papierów wartościowych oraz udzielaniu pożyczek, poręczeń i gwarancji jest konieczna dla ważności tych czynności.

Warto zwrócić uwagę na pewne podstawowe rozróżnienie – brak kontrasygnaty na „zwykłym” zobowiązaniu skutkuje jego bezskutecznością. Brak kontrasygnaty na zobowiązaniach wymienionych w art. 262 ust. 1 ustawy o finansach publicznych skutkuje ich nieważnością. Nieskuteczność i nieważność stanowią dwie odrębne kategorie prawne. Przy nieważności – nie ma „zmiłuj”. Zobowiązanie jest nieważne, tak jakby – w praktyce – nie istniało. Nieskuteczność z kolei nie oznacza nieważności. Ba, nieskuteczna czynność prawna może być ważna. Może ją jednak podważyć osoba trzecia na drodze sądowej, o ile godzi w jej prawa.
Czytaj dalej

O maksymalnej wartości zobowiązania

Temat maksymalnej wartości zamówienia czekał sobie w kolejce szponowej od samego początku istnienia strony. Nieustannie był jednak spychany w dół przez sprawy bardziej aktualne czy po prostu takie, w stosunku do których poczułem wenę pisania. Ostatnio zrobiłem jednak mały remanent w kolejce, a sygnał na forum actuariusowym dodatkowo mnie zmobilizował. A temat ten o tyle dotyczy zamówień, że przy umowach zawierających jedynie ceny jednostkowe pojawia się problem wskazania, jaką tak naprawdę wartość ma umowa.

W starych dobrych czasach był w ustawie o finansach publicznych z 1999 r. przepis art. 51 ust. 1, który stanowił co następuje: „Jednostki samorządu terytorialnego oraz inne podmioty sektora finansów publicznych, z wyjątkiem Skarbu Państwa, nie mogą zaciągać zobowiązań finansowych, których maksymalna wartość nominalna, wyrażona w złotych, nie została ustalona w dniu zawierania transakcji.” Wielu użytkowników ustawy o finansach publicznych i ówczesnej ustawy o zamówieniach publicznych, odczytywało ten przepis tak, że każda umowa musi mieć ustaloną wartość maksymalną. Sam też tak robiłem, dopóki w dyskusji, której dziś odnaleźć nie mogę, ktoś nie zasiał w mej pustej głowie ziarna wątpliwości.
Czytaj dalej

O nierównym traktowaniu podmiotów publicznych

Przed urlopem pisałem tutaj o problemie związanym z wykluczeniem wykonawcy, który ogłosił upadłość po ocenie jego wniosku/oferty. W omawianym tam przykładzie zamawiający uzyskał wyrok KIO potwierdzający takie prawo. Bywają jednak opinie odmienne. Ostatnio trafiłem na tekst, którego sporą część zajmują rozważania na temat słuszności tego wykluczenia – choć tytuł wskazuje na coś innego (w portalu WNP: „Alstom nie złoży oferty na blok w Elektrowni Jaworzno III?”, interesująca nas teraz część zaczyna się od połowy drugiej strony). Kamil Kosior wskazuje tam, że KIO popełniło błąd, a zamawiający, skoro w trybie przetargu ograniczonego sprawdził wykonawców, uznał, że wykonawca wykluczeniu nie podlega, i zaprosił go do składania ofert, nie ma prawa wobec nowych okoliczności później zaistniałych (ogłoszenia upadłości) już wykonawcy wykluczyć.

Do tematu upadłości z pewnością wrócę, bo kwestia dotyczy mnie bezpośrednio, a wszelkie sprawy z nią związane nie zostały jeszcze ukończone, jednak nie mogę oprzeć się zdziwieniu, jak cytowany ekspert jest w stanie pogodzić ze sobą twierdzenie, że nie wyklucza się wykonawcy postawionego w stan upadłości, skoro ocena wniosków minęła, a wyklucza się wykonawcę postawionego w stan upadłości likwidacyjnej, mimo że ocena wniosków minęła. Nie jedyna to zresztą nie do końca zrozumiała konstatacja, którą tam odkrywam…
Czytaj dalej

O przesadzie w umowach

Tytułowa przesada w umowach dotyczy rzecz jasna zamawiających – treść umów o zamówienia publiczne co do zasady jest narzucana przez nich wykonawcom, i zamawiacze niezmiernie często wykorzystują to by zabezpieczyć swój interes (ba, publiczny) na wszelki możliwy sposób. Kompletnie zapominając przy tym o interesie wykonawcy i o tym, że na umowie powinny wygrywać obie strony, a nie tylko jedna – inaczej bowiem obie mogą przegrać. Zresztą, tak się składa, że publikacja tej notki zbiega się z kolejnym pojawieniem się w mediach fali tekstów na te tematy (tym razem w związku z kontraktami autostradowymi i przyczynami kłopotów spółek budowlanych), tym razem koncentrujących się na niekorzystnych warunkach płatności w tego typu umowach (brak zaliczek, waloryzacji, problem najniższej ceny). Zbieżność czasu zresztą przypadkowa, temat po prostu akurat dotarł gdzieś na szczyt listy oczekujących…

Oczywiście, problemów tego typu jest bardzo wiele, niektóre już w tym miejscu poruszane były (np. tutaj), a można spodziewać się wielu kolejnych, o ile czasu starszy i mobilizacja będzie. Bo też i rozmaitych mniej lub bardziej niewielkich nadużyć, które zamawiający w swoich umowach stosują, można zidentyfikować sporo. Szans na obronę wykonawcy nie mają wielkich. Mogą nie składać ofert albo walczyć w KIO. Ta ostatnia droga wymaga jednak argumentów poważnych i powołanie się tylko na „nierówność stron” nie wystarczy – zwykle KIO orzeka o naruszeniu przepisów przez zamawiającego tylko wtedy, gdy zapisy umowy naruszają jakiś przepis albo czynią z niej umowę o świadczenie niemożliwe (por. np. wyroki KIO 1751/11 czy 1758/11). Mam wrażenie, co prawda, że niekiedy KIO idzie zbyt daleko w swoich ocenach (np. w powyższych orzeczeniach zupełnie nie przekonuje w kwestii oceny wymaganego terminu realizacji), ale to temat na inne rozważania.
Czytaj dalej

O uzyskaniu gwarancji zapłaty za roboty budowlane

W przypadku robót budowlanych wykonawcy mają takie miłe dla nich narzędzie, jakim jest „gwarancja zapłaty”, której mogą domagać się od zamawiającego pod rygorem natychmiastowego odstąpienia od umowy. Gwarancja taka w polskim systemie prawnym pojawiła się w 2003 r., w specjalnie poświęconej jej ustawie, częściowo zakwestionowanej przez Trybunał Konstytucyjny (wyrok z 27 listopada 2006 r., sygn. akt K 47/04), od 2010 r. zaś przepisy w tym zakresie wprowadzono bezpośrednio do kodeksu cywilnego (art. 6491 i nn.). Przepisy te wyróżniają formy, w jakich gwarancja zapłaty może być ustanawiana: gwarancja bankowa, gwarancja ubezpieczeniowa, akredytywa bankowa lub poręczenie banku – wystawiane na zlecenie inwestora, na rzecz wykonawcy. W przypadku zamówień publicznych, inwestorem jest oczywiście zamawiający.

Jeśli zatem wykonawca zechce skorzystać ze swego prawa i zażąda takiej gwarancji, zamawiający ma nieco więcej problemów niż inwestor spoza podwórka zamówieniowego. Problemem jest choćby fakt, że do pozyskania takiej gwarancji zamawiający musi zastosować przepisy o zamówieniach publicznych. Tymczasem to wykonawca wyznacza termin uzyskania takiej gwarancji, z takim tylko zastrzeżeniem, że nie może być krótszy niż 45 dni. Jeśli mamy do czynienia z umową o dużej wartości, może się okazać, że koszt takiej gwarancji przekroczy progi unijne. Czy da się zrobić przetarg w czasie krótszym niż 45 dni?
Czytaj dalej

O charakterze wydatków w ramach ppp

Dwa tygodnie temu pisałem tu o nieszczęsnym rozporządzeniu ministra finansów oraz informacji eurostatu, dotyczących kwalifikowania wydatków związanych z ppp do długu publicznego. Wspomniałem tam, że interpretacja przepisów tego rozporządzenia daleka jest od jednoznaczności – gdyż teoretycznie rzecz biorąc uprawnione jest stwierdzenie, że „każdy wydatek dokonywany przez podmiot publiczny w bardziej lub mniej bezpośredni sposób wpływa na wielkość jego zadłużenia”. W przypadku ppp problem może sięgać jednak jeszcze dalej.

Obowiązująca od pewnego czasu nowa ustawa o finansach publicznych wprowadziła nowy sposób obliczania limitów, mających ograniczać możliwość zadłużania się przez samorządy. Dotychczasowe limity (wciąż jeszcze obowiązujące) to wielkość skumulowanego zadłużenia odniesiona do dochodów jst (nie większa niż 60%) oraz wielkość kosztów obsługi długu odniesiona do tychże samych dochodów (nie większa niż 15%). Nowy wskaźnik, który będzie musiał być przestrzegany od 2014 r., zawarty w art. 243 nowej ustawy o finansach publicznych (więcej o nim było tu przed rokiem. Ten nowy sposób obliczania to de facto stary wskaźnik wielkości kosztów obsługi długu odniesionej do wielkości dochodów. Zmienia się jednak dopuszczalny limit – nie będzie to, jak dotąd, 15%, ale obliczana osobno dla każdej jst i dla każdego roku średnia z wyliczonych dla trzech poprzednich lat stosunków nadwyżki operacyjnej (powiększonej o dochody ze sprzedaży majątku) do dochodów. Kluczem do limitu jest zatem owa nadwyżka operacyjna – im jest większa, tym większa średnia, tym więcej długu można spłacić, tym więcej długu można zaciągać.
Czytaj dalej

O wpływie ppp na dług publiczny

W którymś z internetowym serwisów przeczytałem ostatnio o nowym rozporządzeniu ministra finansów w sprawie klasyfikacji tytułów dłużnych – tekst napisany w tonie sensacji, jednak w gruncie rzeczy sensacji żadnej w porównaniu z analogicznym rozporządzeniem wydanym rok wcześniej jakoś nie ma co szukać. Ale rok temu istotnie, minister zdrowo namieszał. W gruncie rzeczy to wówczas powinna powstać notka na ten temat, zwłaszcza że dość mocno mnie wówczas interesował. Minister wydając nowe rozporządzenie dostarczył jednak pretekstu, aby do niego wrócić.

Chodzi o rozporządzenie ministra finansów z 23 grudnia 2010 r. w sprawie szczegółowego sposobu klasyfikacji tytułów dłużnych zaliczanych do państwowego długu publicznego, w tym do długu Skarbu Państwa wydane na podstawie art. 72 ust. 2 ustawy o finansach publicznych (i identycznie zatytułowane rozporządzenie z 29 grudnia 2011 r.). Ustawa nakazała ministrowi określić w szczególności rodzaje zobowiązań zaliczanych do tytułów dłużnych wymienionych w ustawie, a zaliczanych do długu publicznego. Przy czym sama ustawa zawiera katalog takich tytułów:
– wyemitowane papiery wartościowe opiewające na wierzytelności pieniężne;
– zaciągnięte kredyty i pożyczki;
– przyjęte depozyty;
– wymagalne zobowiązania wynikające z odrębnych ustaw oraz prawomocnych orzeczeń sądów lub ostatecznych decyzji administracyjnych,
– wymagalne zobowiązania uznane za bezsporne przez właściwą jednostkę sektora finansów publicznych będącą dłużnikiem.
Czytaj dalej