O podpisywaniu ofert w postępowaniach ustawowych już tu pisałem, pewnie nie raz. Rozumiem wymóg podpisu kwalifikowanego w postępowaniach unijnych, bo tego wymaga od nas dyrektywa (choć korona by z głowy nikomu nie spadła, gdyby dopuścić tu niekoniecznie kwalifikowane, ale także i zaawansowane formy podpisu elektronicznego). Nie rozumiem wymogu podpisu kwalifikowanego, zaufanego lub osobistego w postępowaniach krajowych, bo ten wymóg narzuciliśmy sobie sami, a w praktyce bardziej utrudnia niż ułatwia życie (i to po obu stronach). Cóż, zamawiający nie mają wyjścia, ustawa jest jaka jest.
Jednak tam gdzie ustawa się kończy, a zamawiający w praktyce sam decyduje o wszystkim, czyli w postępowaniach pozaustawowych, w szczególności podprogowych, narzucanie jakichś szczególnych wymagań dotyczących sposobu podpisania oferty, pełnomocnictw itp. w 99% traci sens. Cóż nam bowiem przeszkadza, że ofertę przyśle zwykłym mailem „zwykły” handlowiec? Pamiętajmy, że wykonawca to podmiot gospodarczy, działający w celu osiągnięcia zysku, i jeśli taka oferta tego handlowa będzie najkorzystniejsza, żaden wykonawca nie odmówi realizacji zamówienia. No, czasami problemy pojawiają się wtedy, gdy zamawiający wymyśla przeszarżowaną umowę, której warunków nikt racjonalnie myślący nie spełni, ale w takim przypadku nie ma żadnych przeszkód, aby sięgnąć po kolejną ofertę (choć pewnie bardziej racjonalne w niejednym przypadku byłoby odpuszczenie w umowie).
Czytaj dalej