O szacowaniu wartości zamówienia pozaustawowego

Wiadomo, poniżej 30 tys. euro reguły nie obowiązują. W niedalekiej przyszłości próg ten może się nam zmienić, bo wszystko zależy od losu zamówień bagatelnych. A zatem próg obowiązywania reguł wyniesie albo 50 tys. zł, albo 130 tys. zł. Oczywiście, brak reguł dotyczy tylko ustawy Prawo zamówień publicznych, nie dotyczy obowiązków wynikających z innych przepisów – choćby ustawy o finansach publicznych, która dotyka sporą część zamawiających. Ale w tym braku reguł z Pzp jest jeden wyłom: mianowicie szacowanie wartości zamówienia. Nawet bowiem udzielając zamówienia poniżej tego progu warto zastanowić się nad tym, czy przypadkiem nie zostało ono podzielone na części w celu uniknięcia stosowania przepisów obowiązujących powyżej progu stosowania ustawy. Ale to wszystko.

Problem w tym, że na rynku pojawiają się praktyki czasami nieco uwłaczające zdrowemu rozsądkowi, nakazujące zamawiającym przenosić na zamówienia wyłączone z ustawy reguły z tejże ustawy wynikające. Wytyczne dotyczące wydatkowania środków unijnych są lekturą do tego stopnia zniechęcającą, że trudno bez dobrego powodu po nie sięgnąć, ale wysyp ogłoszeń, w których zamawiający proszą o szacunkową wycenę zamówienia ewidentnie pod ustawę niepodlegającego, każe podejrzewać, że ktoś im w tych wytycznych to nakazał. Po co? Nie mam zielonego pojęcia. Zwłaszcza, że zwykle jest to bez sensu – albo opis przedmiotu zamówienia jest na tyle szczegółowy, że wykonawcy dwa razy podają te same ceny, albo w szacowaniu informacje są tak ubogie, że po lekturze wymagań z późniejszego zapytania okazuje się, że realizacja będzie dwa razy droższa.
Czytaj dalej

O ustawie okołokoronawirusowej

W postscriptum do poprzedniego wpisu było o tym, że o wprowadzanych ostatnio przepisach nie chce się pisać. I nie chodziło o to, że przepisy są aż tak schrzanione (choć pomysł z towarami i usługami był zaiste oryginalny, ale nie ma co się nad nim specjalnie pastwić, bo autor zapewne działał w pośpiechu i po prostu terminologię zaczerpnął nie z tej ustawy co trzeba), ale o to, że wszystko dookoła kręci się wokół jednego tematu i człowiek naprawdę go ma trochę dość.

No, ale wypada. Miejmy nadzieję, że pierwszy i ostatni raz. I na dodatek pewnie niezbyt oryginalny. Od środy obowiązuje nam nowa, poprawiona wersja ustawy okołokoronawirusowej. W sprawach zamówieniowych pojawiło się tam nie tylko zwolnienie ze stosowania ustawy (poprawione w zakresie nieszczęsnych towarów), ale i wytyczne co do zmieniania umów, naliczania kar i odszkodowań, a wreszcie niedochodzenia odpowiedzialności z tytułu naruszenia dyscypliny finansów publicznych i karnej.
Czytaj dalej

O nadzorach autorskich

Dość niedawno przez media przebiegła informacja o zarzutach stawianych przez CBA kierownikowi zamawiającego, który miał zamówić program funkcjonalno-użytkowy budynku z naruszeniem przepisów ustawy Pzp. Trzeba przyznać, że zastosował rozwiązanie absolutnie wyjątkowe, bowiem zlecił wykonanie PFU bez stosowania ustawy, kupując majątkowe prawa autorskie do użycia tegoż PFU (i zawartego w nim projektu koncepcyjnego) wyłącznie w postępowaniu przetargowym na zaprojektowanie i budowę budynku. Majątkowych praw autorskich do wykonania na podstawie tegoż PFU (i projektu koncepcyjnego) dokumentacji projektowej zamawiający już nie kupił. Zamiast tego zobowiązał wykonawcę budynku (tak przynajmniej we wzorze umowy, który był opublikowany na stronie www jako załącznik do specyfikacji na budowę), że ten kupi od autora PFU majątkowe prawa autorskie za kwotę trzykrotnie przekraczającą pierwotne wynagrodzenie i jednocześnie próg 30 tys. euro. Co by nie powiedzieć, niezwykle oryginalnie – zapewne zamawiający będzie się bronić, że nie wiedział, czy budynek ostatecznie będzie budowany czy nie, i że to wykonawca z drugiego przetargu będzie potrzebował praw do projektu, a nie zamawiający… Cóż, nie o tym jednak chciałem pisać.

Postanowienia umowy z wykonawcą robót budowlanych zawierały także zapis, że autor projektu koncepcyjnego będzie sprawował nadzór autorski podczas budowy „na zasadach określonych w odrębnej umowie”. I nie chodzi mi w tym momencie o ten konkretny przypadek, ale o – mam wrażenie – dość liczne przypadki, w których stosowana jest podobna zasada: najpierw zawierana jest umowa o projektowanie, a potem osobna umowa o nadzory autorskie. Oczywiście, druga umowa jest zawierana z tym samym podmiotem i nie ma znaczenia, czy mamy tu do czynienia z postępowaniem bez stosowania ustawy, czy z zamówieniem z wolnej ręki (pamiętajmy – zdaniem UZP nieuprawnionym), czy z trybem konkurencyjnym. Niezależnie bowiem od trybu nie spotkałem się dotąd z przypadkiem, aby nadzory autorskie realizował ktoś inny niż autor – choć jest to osąd obarczony sporym ryzykiem, bowiem nie śledzę jakoś szczególnie takich przypadków.
Czytaj dalej

O regulaminie dla zamówień podprogowych

Posiadanie regulaminu opisującego, jak wybrać wykonawcę w postępowaniach o wartości poniżej 30 tys. euro, jest praktyką powszechną wśród instytucji publicznych. Powyżej tego progu są zobowiązane do stosowania przepisów ustawy Pzp, poniżej tworzą sobie ich namiastkę. Ba, nawet UZP publikuje na swojej stronie internetowej taki wzorcowy regulamin. I powiem tak – nie mam nic przeciwko faktowi posiadania takiego regulaminu. Ba, taki dokument bywa przydatny. Problem tylko w tym, co w nim się napisze.

Wzorcowy regulamin UZP nawet nie jest najgorszy (tylko 4 strony to już sukces :)). Ale też nie do końca kładzie nacisk na to, co w takim dokumencie powinno być najistotniejsze. Bo nacisk powinien być położony nie na przepisane z ustawy reguły, ale na procedurę zakupową. Na opisanie kto, za co i na jakim etapie jest odpowiedzialny. I tu trudno o jeden wystarczający wzorcowy regulamin – bo ten element uzależniony jest zawsze od struktury organizacyjnej danej jednostki, a nawet niekiedy – od kompetencji posiadanych przez konkretnych pracowników. Czasami zakupy będzie realizowała komórka merytoryczna, czasami zakupowiec, czasami komórka od zamówień publicznych… Tymczasem w regulaminach obecnych na rynku tego jest mało, a sporo jest powtarzania ustawy.
Czytaj dalej

O sposobie realizacji zadań publicznych

Jeszcze do niedawna żadna ustawa ani dyrektywa nie regulowała kompleksowo zagadnienie zamówień in house i życie było dość proste. Mieliśmy całkiem sporą liczbę orzeczeń Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, z których wynikało, że jeżeli zamawiający chce sam realizować określone zadanie, bez wykorzystania podmiotu zewnętrznego, ma do tego prawo. A spółka należąca do takiego zamawiacza to właściwie tak, jakby to był sam zamawiacz. Oczywiście, były tu pewne ograniczenia, mające na celu zapobieganie wykorzystywaniu takiego mechanizmu to wyprowadzania pieniędzy z instytucji publicznych – jednak sama zasada była prosta i oczywista.

Pisząc nową dyrektywę, jej autorzy postanowili uwzględnić w niej kilka zasad związanych z zamówieniami publicznymi niewynikających dotąd z treści samych europejskich przepisów, ale przewijających się przez orzecznictwo. Pomysł na pozór dobry, ale jego konsekwencje okazały się raczej nieoczekiwane. Rozpoczęła się bowiem dyskusja na tym, czy takie zamówienia powinny być dozwolone czy nie. Dotąd – po prostu były dozwolone, dopóki w kraju członkowskim nie pojawiły się przepisy ograniczające swobodę w tym zakresie. W tym momencie pojawiła się wątpliwość – czy przypadkiem nie jest konieczna implementacja przepisów dyrektywy do prawodawstwa krajowego, aby takie zamówienia były możliwe. A skoro pojawiła się kwestia implementacji, rozpoczęła się także dyskusja.
Czytaj dalej

O zamówieniach „in house”

Dziś będzie poniekąd edukacyjnie – o „zamówieniach in house”, czyli – w dużym skrócie – zamówieniach udzielanym pomiędzy ściśle ze sobą powiązanymi podmiotami zamawiającymi. Zamówień takich nie mamy obecnie uregulowanych w prawie polskim – pewną namiastką jest tu tylko art. 4 pkt 13 Pzp, z niezrozumiałych jednak powodów odnoszący się jedynie do zamówień jakie miałyby być udzielone instytucjom gospodarki budżetowej, pomijając choćby znacznie bardziej liczny sektor spółek publicznych. Zamówień takich nie mamy także uregulowanych w dotychczasowych dyrektywach – ale tu sytuacja zmieniła się wraz z uchwaleniem ubiegłorocznych nowych dyrektyw zamówieniowych, w których przesłanki stosowania zamówień in-house już opisano.

Termin implementacji wspomnianych nowych dyrektyw upływa jednak w przyszłym roku, zatem obecnie wciąż głównym wzorcem postępowania są zasady wynikające z orzecznictwa ETS. A orzecznictwo to jest dość bogate – Trybunał zajmował się tym tematem co najmniej kilkunastokrotnie. W wyroku z 18 listopada 1999 r. w sprawie C-107/98 Teckal przedstawił dwa podstawowe kryteria, które muszą być spełnione, aby zamówienie mogło być uznane za zamówienie „in house” i wyłączone z reżimu dyrektyw zamówieniowych. W kolejnych orzeczeniach te kryteria były stopniowo precyzowane, uzupełnianie i rozbudowywane.
Czytaj dalej

O nabywaniu nieruchomości wraz z budową

Jest sobie w ustawie Pzp przepis art. 4 pkt 3 lit. i Pzp. Pozwala na niestosowanie ustawy do zamówień, których przedmiotem jest nabycie własności nieruchomości lub innych praw do nieruchomości (np. najmu lub dzierżawy). Cel absolutnie słuszny. Wybór lokalizacji nieruchomości przez zamawiającego często związany jest z zupełnie innymi procedurami i trudno sobie wyobrazić na przykład, aby zamawiający zmuszony był do organizowania konkurencyjnego postępowania na wykup działki pod zaplanowaną wcześniej drogę. Wszak wie, która działka jest mu potrzebna, posiada ona (zwykle) konkretnego właściciela i trudno zmuszać go do składania oferty w przetargu, skoro to zamawiaczowi zależy na tej konkretnej działce. Zresztą, byłoby to postępowanie nieefektywne. Przez pewien czas mieliśmy przesłankę pozwalającą na stosowanie w takich przypadkach trybu zamówienia z wolnej ręki – i było to zbyteczne mnożenie papierów.

Oczywiście, to nie tylko przypadek drogi, wcześniej zaplanowanej, ale także i inne, może nieco mniej oczywiste. Zamawiający mogą kupować (albo wynajmować itp.) nieruchomości lub ich części także w innych celach, również w sytuacjach, w których konkretna lokalizacja nie jest z góry zdefiniowana. Kierują się jednak przy tym zwykle z góry określonymi potrzebami i narzucanie Pzp byłoby w takiej sytuacji nadmiernym formalizmem. Niekiedy, gdy jest to możliwe, stosowane są tu zresztą procedury konkurencyjne – sam uczestniczyłem w kilku tego typu postępowaniach na zakup mieszkań na potrzeby komunalne. Na wszelki wypadek dodam – gotowych mieszkań.
Czytaj dalej

O unijnym przetargu poniżej 14.000 euro

Bywają zamówienia, których wartość nie przekracza równowartości 14.000 euro, nie są to przypadki dzielenia zamówienia na części, a mimo to zamawiacze są zobowiązani do publikowania ogłoszenia w Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej. Na pytanie, z jakiego przepisu takie kuriozum wynika, odpowiem – z żadnego. Choć bowiem obowiązek istnieje, to podstawy jego wprowadzenia w żaden sposób przepisem nie można określić (czego dowodem wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 12 grudnia 2011 r., sygn. akt P 1/11). Mimo to dotyka bardzo licznych zamawiających, którzy korzystają ze środków europejskich w ramach Programu Infrastruktura i Środowisko.

O tym, jak wydawać w jego ramach pieniądze w sytuacji, w której ustawa Prawo zamówień publicznych nie obowiązuje, instytucja zarządzająca programem orzeka w wytycznych dotyczących kwalifikowania wydatków. Obecnie obowiązujące wytyczne, zaktualizowane w czerwcu 2011 r. przewidują, że należy udowodnić, że przedmiot zakupu został nabyty po cenach nie gorszych niż rynkowe. Generalnie rzecz biorąc nakazują dokonywanie i dokumentowanie rozeznania rynkowego przed zakupem, szczęśliwie wyłączając od tego obowiązki wydatki nieprzekraczające 2000 zł („szczęśliwie”, bo w poprzedniej wersji wytycznych takiego progu nie było, co prowadziło do pewnego absurdu).
Czytaj dalej

Jak kupować telewizor

Wywiało mnie w świat na spotkanie – jak się niespodziewanie okazało – z dyrektorami szkół. Dyrektorami szkół borykającymi się z zamówieniami na miarę skromnych środków, jakimi dysponują i równie ważkimi problemami. Jeden z tych problemów przedstawiony przez takiego dyrektora nieco mnie zastanowił.

Mianowicie szkoła kupowała telewizor. Za 4 tysiące złotych, a więc za kwotę, wobec której nie obowiązują żadne procedury opisane w ustawie Prawo zamówień publicznych. Z racji postanowień art. 4 pkt 8 nie obowiązuje także przepis art. 139 stanowiący o bezwzględnym obowiązku zachowania pisemności umów o zamówienie publicznego. Zresztą – całkiem słusznie, trudno bowiem wymagać, aby każdy zakup ołówków za 50 gr (albo i za 4 zł, bo tyle ostatnio zapłaciłem za jedną żółtą kredkę) musiał być związany z podpisaniem umowy. Nie obowiązuje już także od 20 lat przepis kodeksu cywilnego (dawny art. 75) stanowiący o pisemności umów powyżej 2 tysięcy złotych. Tymczasem szkoła ta spotkała się z człowiekiem kontrolującym jej wydatki, który zakwestionował brak umowy zakupu telewizora.
Czytaj dalej