O wynikach ankiety UZP

Kilka tygodni temu, pod sam koniec ubiegłego roku, nawiązywałem w „szponowym” tekście do ankiety ogłoszonej przez Prezesa UZP w zakresie przeglądu i oceny rozwiązań ustawy Pzp, a w gruncie rzeczy – pomysłów na jej zmiany. Dziś znamy wyniki tej ankiety i w gruncie rzeczy nie zaskakują. Owszem, można było zastanawiać się, jak wykonawcy zareagują na propozycję podniesienia progu stosowania ustawy, ale to kilka innych odpowiedzi w tym badaniu budzi moje zastanowienie.

Tylko jedna z tych kwestii związana jest z pytaniami o charakterze zamkniętym – mianowicie mocno zaskoczyły mnie odpowiedzi zamawiających dotyczące wprowadzenia w ustawie limitu odpowiedzialności odszkodowawczej (dokładnie tego problemu, o którym pisałem we wspomnianym na wstępie tekście). Nie, żebym się kłócił z kierunkiem, w którym idą (choć uważam, że ustawa powinna nakazywać wprowadzenie limitu, ale nie powinna go określać). Zaskakuje co innego – że chociaż mało który zamawiający taki limit w swoich dokumentach zamówienia wprowadza, pomysł wprowadzenia limitu w ustawie poparła większość zamawiających uczestniczących w ankiecie – aż 57%. Taki rozziew między teorią i praktyką. Cóż, może to wynika z faktu, że osoby zajmujące się zamówieniami widzą, że limit to coś sensownego, ale inne „siły” w ich instytucjach przeważają.

Czytaj dalej

O wykluczeniu z powodu zmowy

Sankcją z tytułu zmowy wykonawców (a raczej – porozumienia zawartego z innymi wykonawcami, mającego na celu zakłócenie konkurencji) jest wykluczenie z postępowania. Ta przesłanka wykluczenia, zawarta w art. 108 ust. 1 pkt 5, należy do tych obligatoryjnych, od stosowania których zamawiający nie może odstąpić. I nic dziwnego – wszak próba manipulacji wynikami przetargu to jeden z największych grzechów, jaki wykonawca w postępowaniu może popełnić. Co ciekawe, europejski prawodawca nie był aż tak surowy i tę przesłankę zawarł wśród nieobowiązkowych, które państwa członkowskie mogą stosować, ale nie muszą.

Rzeczą absolutnie naturalną jest możliwość wykluczenia wykonawcy w postępowaniu, w którym on takiej zmowy się dopuszcza. Ale na takim wykluczeniu problem wykonawcy się nie kończy – w teorii (bo praktyka to inna bajka, choćby z powodu ograniczonego obiegu informacji między zamawiającymi) traci szansę na uzyskanie zamówień przez dłuższy czas, bowiem podstawa wykluczenia go z postępowań trwa przez trzy lata od zaistnienia zdarzenia będącego podstawą wykluczenia (a takim zdarzeniem jest zawarcie porozumienia, którego datę jednak trudno zwykle ustalić – wszak zamawiający raczej nie trafi w ofertach na umowę o zmowę – dlatego zapewne nie od rzeczy będzie uznać za tę datę moment złożenia zmówionych ofert).

Czytaj dalej

O różnicowaniu warunków udziału

Przyzwyczailiśmy się w zamówieniach publicznych do tego, że jeśli warunki udziału w postępowaniu są postawione, powinny być identyczne dla wszystkich wykonawców. Nawet jeśli pojawia się konsorcjum lub podmiot udostępniający zasoby, zamawiający może co najwyżej ustalić, w jakiej kombinacji warunki mogą być spełnione, ale same warunki są identyczne. Jasne, to wynika z zasad udzielania zamówień – obowiązek równego traktowania wykonawców i zapewnienia uczciwej konkurencji wykluczają sytuację, w której zamawiający postawi różne warunki, w zależności od tego kim jest wykonawca.

Oczywiście, idealnej równości nigdy nie ma. Z natury podmiotów wynikają różnice, których się nie uniknie. Widoczne są one chociażby w przypadku badania przesłanek wykluczenia (niektóre podmioty muszą wykazać więcej, niektóre mniej, a wszystko zależy od formy w jakiej działają lub kraju pochodzenia), ale pojawia się też w sprawach związanych z warunkami udziału (choćby sposób udowadniania pozostawiania w odpowiedniej sytuacji ekonomicznej – nie każdy podmiot musi sporządzać sprawozdanie finansowe, tym bardziej nie każdy musi mieć opinię biegłego rewidenta, dla niektórych wystarczy do wykazania spełnienia takiego warunku przysłowiowy świstek papieru). Jednak wszystkie te różnice odnoszą się do tego, jak udowodnić pewne okoliczności, a nie – co udowodnić.
Czytaj dalej

O dyskryminowaniu dostaw

Mam wrażenie, że ustawodawca z jakichś nieznanych wszystkim powodów uważa wszelkie dostawy za jakiś znacznie prostszy rodzaj zamówień i wrzuca wszystkie do jednego worka. Z tego powodu ustala dla nich niekiedy odmienne reguły postępowania, czasami kompletnie niezrozumiałe. Najbardziej koronnym przykładem był do niedawna art. 439 Pzp (który zresztą doczekał się w swoim czasie w „szponach” odrębnego tekstu). Mianowicie ustawodawca uczynił waloryzację wskaźnikową obowiązkową jedynie w odniesieniu do dłuższych umów na usługi i roboty budowlane – tak jakby równie długoterminowych umów na dostawy problem rosnących cen nie dotyczył. To rozróżnienie na szczęście wyeliminowano. Na tym jednak problem z dostawami się nie skończył.

Spójrzmy do dwóch przepisów, które regulują sytuację, w której na etapie realizacji zamówienia dochodzi do współpracy kilku podmiotów. W art. 118 Pzp mamy instytucję korzystania z potencjału podmiotów trzecich. Po długim okresie wolnej amerykanki, liberalnego orzecznictwa i rozkwitu handlu referencjami, ustawodawca zareagował (już dobrych parę lat temu) i wprowadził obostrzenie: jeśli owo użyczenie potencjału dotyczy doświadczenia, ten użyczający doświadczenie musi realizować roboty i usługi, do których owo doświadczenie jest wymagane. Podobnie jest w art. 117 Pzp, w którym niedawno ustawodawca w sposób podobny do wyżej wspomnianych regulacji ujął zasady współpracy wykonawców wspólnie ubiegających się o udzielenie zamówienia. Odpowiednie roboty lub usługi mają wykonać ci spośród członków konsorcjum, którzy odpowiednie doświadczenie posiadają.
Czytaj dalej

O sposobie liczenia terminu

Art. 112 kodeksu cywilnego jest przepisem dość jasnym. Jeśli ktoś komuś wyznacza rok czasu na zrobienie czegoś, a dziś mamy 6 marca 2023 – zleceniobiorca ma czas na wykonanie do 6 marca 2024 do końca dnia. Zresztą, zasada odnosi się także do tygodni (od poniedziałku do poniedziałku), czy miesięcy (od 6 marca do 6 kwietnia). A w powiązaniu z art. 113 kc – także do „półmiesięcy”. A ponieważ w zamówieniach publicznych zasady wynikające z kc stosujemy przy braku innych uregulowań, również i ta w większości wypadków ma zastosowanie. Jeśli przepis mówi o dokumencie wystawionym najwcześniej na 6 miesięcy przed datą jego złożenia, to od 6 marca 2023 cofamy się wstecz do 6 września 2022 i jeśli dokument tego dnia był wystawiony, zamawiającemu musi wystarczyć. Analogicznie w umowie (a tu w związku z jakże sensownymi nowymi przepisami ta zasada zyskała na znaczeniu) – jeśli wyznaczamy termin wykonania na pół roku to datą graniczną od 6 marca 2023 jest 6 września 2023.

Czy tak jest jednak zawsze? Jeśli zamawiający będzie żądał w warunku zamówienia aby wykonawca lub osoba skierowana do realizacji zamówienia wykonywała już wcześniej określone czynności i robiła to przez minimum rok, to co zamawiający powinien zrobić, jeśli w wykazie usług czy osób wyczyta, że owe czynności były realizowane od 1 stycznia do 31 grudnia 2022? Był to rok czy nie był? Zabrakło jednego dnia czy nie zabrakło?
Czytaj dalej

O wzywaniu do uzupełnienia podmiotowych środków dowodowych

Jedną z wielkich, pozytywnych rewolucji w zamówieniach publicznych było przed laty wprowadzenie możliwości uzupełniania dokumentów składanych przez wykonawców. Wtedy jeszcze komplet dokumentów na potwierdzenie spełniania warunków i brak podstaw wykluczenia wykonawcy co do zasady musieli składać wraz z ofertami – możliwość uzupełniania tych papierów pozwalała zmniejszyć ryzyko wyrzucenia za burtę wyłącznie z błahych przyczyn formalnych oferty, która mogłaby być najkorzystniejsza. Oczywiście, nie zawsze było różowo, czasami zamawiający zmuszeni byli do uzupełniania dokumentów w ofertach mniej korzystnych – mimo że ta najkorzystniejsza była kompletna, prawidłowa i gotowa do wyboru. To był jednak koszt do przełknięcia, a i ustawodawca powoli takie problemy dostrzegał.

Z czasem ustawodawca poszedł wykonawcom bardziej na rękę i stwierdził: z ofertą wystarczy oświadczenie, a dokumenty będzie składać tylko ten najwyżej oceniony, na wezwanie zamawiającego. Zapewne w jakimś stopniu ułatwiło to życie wykonawcom (z przygotowania oferty odpadł element kompletowania takich papierów, choć oczywiście trzeba być przygotowanym do ich złożenia w późniejszym terminie), z drugiej strony – przedłużyło postępowania (jeśli pierwszy nie złoży tego co trzeba, powtarza się procedurę z kolejnym) i odrobinę ją skomplikowało.
Czytaj dalej

O nieuniknionym nierównym traktowaniu

Jedną z głównych zasad zamówień publicznych jest konieczność zapewnienia równego traktowania wykonawców przez zamawiającego. Ba, bodaj czy nie najgłówniejszą. I wiele obowiązków zamawiających w ustawie jest podporządkowana realizacji tej zasady. Jednak w życiu nic nie jest czarno-białe i mamy mnóstwo odcieni szarości. I tak jest też z tym traktowaniem wykonawców – czasami jakaś „nierówność” wynika z życia, a czasami wręcz wprost z przepisów. O kilku takich nierównościach zdarzało mi się zresztą już w „szponach” pisać.

Sześć lat temu pisałem o przewadze nad konkurencją, jaką ma wykonawca, który wcześniej wykonywał zamówienie obecnie powtarzane (co widać przede wszystkim przy przetargach na usługi okresowe czy na kontynuację robót). Jasne, zamawiający powinien tę nierówność „wyrównywać” podając jak najdokładniejsze informacje – ale nigdy nie jest tak, że opisze absolutnie wszystko (jak chociażby opisać podejście przedstawicieli zamawiającego do wykonawcy i obowiązku współpracy na etapie realizacji umowy?). Z kolei dwa lata temu pisałem o bardzo dobrym instrumencie, który znajduje się w ustawie, a który pozwala na informowanie znanych zamawiającemu wykonawców o wszczęciu postępowania. Tu też ustawodawca wyważył interesy i stwierdził, że uszczerbek dla zasady równego traktowania jest niewielki, a korzyść dla interesu publicznego może być znacznie większa: wszak wykonawca bezpośrednio zaproszony chętniej złoży ofertę, a w zamówieniach zamawiającym powinno chodzić właśnie o oferty*.
Czytaj dalej

O konieczności wskazywania znaków towarowych

Przecież w instrukcji było, że uniwersalne - rys. Wanda Bednarczyk

Rys. Wanda Bednarczyk

„Odwieczna” zasada zamówień publicznych stanowi o tym, że zamawiający opisując przedmiot zamówienia nie może wskazywać konkretnych produktów. Przepisy w tym zakresie co prawda ulegały pewnym zmianom w czasie, ale żadna z tych zmian nie naruszyła samej podstawy: czyli reguły nieposługiwania się znakami towarowymi itp. Ewoluowały natomiast wyjątki od tej reguły i obecnie taki wyjątek mamy zawarty w art. 99 ust. 5 i 6 Pzp: znak towarowy jest dopuszczalny tylko wtedy, gdy nie da się opisać przedmiotu wystarczająco jednoznacznie i precyzyjnie. Ale nawet w takim wypadku należy dopuścić rozwiązania równoważne i opisać kryteria oceny tej równoważności.

O tym, że te wyjątki dalekie są od ideału, pisałem w szponach pewnie już kilkakrotnie (o, tu na przykład tekst z 2015, ten wątek pojawił się też na pewno w uwagach do koncepcji obecnego Pzp). Jednak to nie one będą tematem dzisiejszego tekstu, ale przypadki absolutnie uprawnionego użycia znaków towarowych, z którym jednak czasami jest problem. Co prawda w realiach zamówień publicznych pierwsze skojarzenie do sformułowania „znak towarowy” to słowo „zakaz”, ale przecież czasami inaczej się nie da. Jeśli zamawiający chce naprawić samochód, musi napisać, jaki to model podlega naprawie. Jeśli chce konserwować urządzenia – musi wskazać, jakie to są urządzenia. Jeśli chce aby ktoś dostarczył mu części eksploatacyjne lub zamienne – także musi wskazać, do jakiego sprzętu one mają pasować. To przypadki niezwykle oczywiste, gdy konkretnego wskazania marki, producenta, znaku towarowego, unikać nie wolno.
Czytaj dalej

O wiedzy zaczerpniętej z innej oferty

Zamówienia publiczne i zdrowy rozsądek niekiedy nie idą w parze. Czasami co prawda zdrowy rozsądek potrafi zwyciężać, ale czy w tym przypadku także? Nie sądzę, choć bardzo chciałbym się mylić. Chodzi mianowicie o przypadek, gdy w tym samym postępowaniu u jednego wykonawcy brakuje dokumentu, który zamawiający otrzymał od innego wykonawcy. W praktyce zamawiający ma wiedzę, której potrzebuje, ale nie może jej użyć w sensowny sposób. Najprostszym i pewnie najczęstszym przypadkiem będzie karta katalogowa jakiegoś produktu, który jest oferowany przez więcej niż jednego wykonawcę – skoro produkt ten sam, to i karta powinna być identyczna. Jednak jeśli w jednej ofercie jej brakuje, zamawiający nie może zajrzeć do drugiej i zaczerpnąć niezbędnej wiedzy, tylko musi wezwać do jej uzupełnienia (wiedząc doskonale, co otrzyma) – oczywiście, o ile przewidział uzupełnianie przedmiotowych środków dowodowych.

Czym te karty będą się od siebie różnić? W zasadzie powinny tylko podpisem – za zgodność z oryginałem jednej z nich poręczy jeden wykonawca, a za zgodność z oryginałem drugiej – inny (oczywiście, jeśli takie potwierdzenie w ogóle będzie konieczne). Ale niekiedy nawet takiej różnicy nie będzie – wystarczy, że wyjdziemy poza świat przedmiotowych środków dowodowych i zajmiemy się podmiotowymi. Zdarza się bowiem niekiedy, że różne podmioty korzystają z tych samych podmiotów udostępniających zasoby czy podwykonawców i składają dotyczące ich dokumenty dotyczące przesłanek wykluczenia czy spełniania warunków. Skoro to te same podmioty, to zaświadczenie z urzędu skarbowego czy z rejestru karnego będzie poświadczać dokładne to samo. Co więcej, tu nawet niezgodności z podpisami zapewne nie będzie – wszak za zgodność z oryginałem powinien poświadczać taki papier nie wykonawca, ale właśnie podmiot, którego dokument dotyczy.
Czytaj dalej

O oświadczeniu o podziale obowiązków

Na początek informacja organizacyjna: nadchodzi czas kanikuły, przynajmniej dla autora „szponów”. Co prawda zamówień w całości nie uda mi się od siebie odczepić, ale staram się jak mogę je w tym czasie ograniczać – a zatem kolejne „szpony” pojawią się zapewne dopiero pod koniec sierpnia. Może w międzyczasie uda się przeprowadzić pewne od dawna planowane prace techniczne – mogę mieć tylko nadzieję, że z tej okazji nie będzie przerw w nadawaniu. A przedwakacyjnie sięgnę po temat, który przewinął się już w ubiegłotygodniowym tekście – oświadczenia wykonawców wspólnie ubiegających się o udzielenie zamówienia, o których mowa w art. 117 ust. 4 Pzp, czyli wskazującego kto w ramach realizacji zamówienia będzie wykonywał jaki zakres. Tym razem jednak nie o spółce cywilnej, ale po prostu o konsorcjum.

To oświadczenie to nowy wynalazek ustawodawcy (no, relatywnie, w końcu ustawa obowiązuje od półtora roku). Poniekąd zrozumiały: jeśli w przypadku podmiotów udostępniających zasoby zamawiający mógł wymagać, aby realizowały ten kawałek zamówienia, który odpowiada spełnianemu przez nie warunkowi, to w odniesieniu do konsorcjów analogiczna zasada jest nie od rzeczy. W przypadku podmiotów udostępniających zasoby można było zweryfikować w tym zakresie zobowiązania do udostępnienia zasobów, które ustawodawca niezwykle nieszczęśliwie kazał w nowej ustawie składać wraz z ofertą – pisałem o bezsensie takiego rozwiązania już bodaj trzykrotnie, ostatni raz przed dwoma laty. Natomiast w przypadku konsorcjum narzędzia brakowało. No i jest: oświadczenie z art. 117 ust. 4 Pzp.
Czytaj dalej