O samooczyszczeniu pozornym

Tworząc instytucję samooczyszczenia autorzy przepisów (w gruncie rzeczy na poziomie europejskim) mieli dobre intencje. No bo czasami tak jest – wykonawca coś schrzani, ale poniesie konsekwencje, podejmie kroki naprawcze, pożegna się z winnymi, faktycznie coś poprawi. Ba, tak powinien działać każdy racjonalny wykonawca, jeśli nie chce pożegnać się z rynkiem zamówień publicznych, a trudno sobie wyobrazić podmiot, który w tym rynku uczestniczy, a następnie dobrowolnie z niego zrezygnuje na okres od roku do trzech lat (zależnie od rodzaju trupa w szafie). Problem w tym, że intencje intencjami, teoria teorią, a praktyka czasami wygląda kompletnie inaczej. I niekiedy wygląda na wcielenie w życie bardzo niemiłej prawdy, zgodnie z którą „papier wszystko przyjmie”.

Niektórzy wykonawcy wypracowali sobie metody pozwalające unikać problemów. Dotyczy to zwłaszcza grup kapitałowych, w ramach których występuje większa liczba spółek (czasami drabinka, czasami piramidka, a czasami piramida z drabinek). Oferty składane są w konsorcjach, w których podział obowiązków tworzony jest tak, aby każdy z członków nabył jak najwięcej doświadczenia na poczet wykazania spełniania warunków udziału w postępowaniu w przyszłych przetargach. Deklaruje, że jeden wykona (ten, co dotąd miał doświadczenie), drugi będzie nadzorować, doświadczenie rozmnoży się przez pączkowanie. Jeśli w którymś przypadku danej spółce przydarzy się jakieś nieszczęście, które w przyszłości skutkowałoby wykluczeniem – taki podmiot jest jak martwy konar, odcinany. Przestaje pojawiać się w przetargach, ale jego rolę przejmują inne spółki z tej samej grupy. Zmiana jest pozorna, bo w praktyce to są ci sami ludzie.

Czytaj dalej