O ustaleniu kręgu uczestników postępowania odwoławczego

Weźmy sobie przystępującego idealnego. Nie chce bawić się jak w dziecko w piaskownicy i utrudniać życia przeciwnikom. Liczy na rozsądek KIO i fakty. Chce przed rozprawą wysłać pismo procesowe zawierające argumenty i dowody, a nie przywozić je, rozdawać na miejscu, a następnie czekać na korytarzu na zapoznanie się przez Izbę i przeciwników. Nie chce nikogo stawiać w gorszej pozycji. Jednak ma problem – musi określić, komu takie pismo powinien wysłać. Oczywiście KIO, oczywiście zamawiającemu i odwołującemu, te są strony są mu znane. Ale przecież na tym może się nie kończyć – czy są jeszcze jacyś przystępujący oprócz niego? Nie ma zielonego pojęcia.

Przydałoby się zatem, aby taką informację pozyskał. Nie da się wymagać, aby każde przystąpienie było wysyłane do każdego uczestnika postępowania odwoławczego, z czysto praktycznych przyczyn. Tym bardziej nie dałoby się tego zrealizować w przypadku odwołań na postanowienia dokumentów zamówienia, gdzie krąg potencjalnych przystępujących jest niczym nieograniczony. Ale pewne rozwiązania porządkujące proces odwoławczy można byłoby wprowadzić. Przy czym do głowy przychodzą dwa bardzo proste, wymagające niewielkiego wysiłku od KIO – możnaby wykaz stron publikować na stronie KIO wśród informacji o toku postępowania odwoławczego (póki co nie ma tam nawet informacji o odwołującym), alternatywnie możnaby taki wykaz stron zawrzeć również w piśmie zawierającym informację o terminie posiedzenia.

Czytaj dalej

O czwartej rano, ciemno i –4 °C za oknem

Koniec tygodnia pracy, piątek, czwarta rano, ciemno i –4 °C za oknem, śnieg (albo deszcz), człowiek wstaje z łóżka, a przed nim ponad trzy godziny podróży (z dojazdami na miejscu), przynajmniej pół godziny rezerwy na okoliczność spóźnienia PKP, rozprawa i podobny powrót, w zasadzie nie wiadomo kiedy (i czy nie po nocy). Wszystko po to, aby dojechać na bezlitośnie wyznaczoną godzinę 9:00 na ul. Postępu 17A w Warszawie i stanąć przed Krajową Izbą Odwoławczą1. A ja i tak jestem w niezłej sytuacji, bo z Krakowa do Warszawy pociąg jedzie 2 godziny i 15 minut, a w szczycie jeździ mniej więcej co godzinę. Gdy trzeba jechać z dalsza, z przesiadkami… cóż, pozostaje zabrać rodzinie czwartkowy wieczór i jechać do Warszawy dzień wcześniej.

Rezygnacja z tego całego zamieszania pozwoliłaby zaoszczędzić na kosztach i przede wszystkim na czasie. I to sporo – bo w tej podróży człowiek spędza w moim przypadku dobrą dniówkę. Są szczęśliwcy, którzy mają mniej, ale i nieszczęśliwcy, którym zabiera więcej życiorysu. To pracownicy zamawiających (zarówno działów zamówieniowych, jak i merytorycznych) i wykonawców, prawnicy (po wszystkich stronach). Jednym słowem, każde stawiennictwo przed KIO generuje koszty po stronie osób uczestniczących w całym tym postępowaniu w sumie idące pewnie w tysiące w jednej sprawie. A przecież takich spraw, które kończą się rozprawą, jest przed KIO sporo.

Czytaj dalej

O skuteczności KIO

Tak się zdarzyło, że ostatnio dwa razy miałem okazję myśleć o skuteczności KIO – m.in. po lekturze tekstu Sławomira Wikariaka z „Dziennika Gazety Prawnej” sprzed dwóch tygodni (19 września, „Najszybszy sąd w Polsce”). Tytuł tekstu z DGP mówi sam za siebie: KIO działa jak na polskie warunki bardzo szybko – średni czas rozstrzygnięcia odwołania wynosi zaledwie 16 dni.

Czy to dobrze? Oczywiście. Postępowania o zamówienie publiczne nie są postępowaniami, które można odłożyć na półkę i czekać miesiącami, co się stanie. Po pierwsze są potrzeby zamawiających, którzy zwykle są zainteresowani jak najszybszym rozpoczęciem realizacji kontaktów (choć oczywiście nieraz już na starcie są spóźnieni). Po drugie są potrzeby wykonawców, którzy w warunkach zmieniającego się rynku i nowych możliwości też nie mogą utrzymywać cen i gotowości do realizacji zamówienia w nieskończoność.

Czytaj dalej

O szybkości (czasami nadmiernej) działania KIO

Mieliśmy kilkanaście miesięcy problemów z terminami rozstrzygania odwołań przez Krajową Izbę Odwoławczą, zapoczątkowanych odwoływaniem rozpraw wiosną 2020 wskutek startu pandemii COVID-19. Terminy te znacznie się wydłużyły w stosunku do przedepidemicznego standardu i bardzo długo trudno było zaległości nadrobić. Na dodatek z KIO dobiegały jakieś ślady informacji o problemach wewnętrznych. Niemniej, od końca ubiegłego roku tempo rozstrzygania odwołań wróciło chyba do normy sprzed marca 2020 – terminy rozpraw są zwykle wyznaczane w ciągu 2 tygodni od wniesienia odwołania, co na pewno cieszy zamawiających, zwykle spieszących się do podpisania umowy. Ba, mam wrażenie (choć nie sprawdzałem statystyk), że jest nieco szybciej niż przed pandemią, co być może zawdzięczamy elektronizacji dokumentacji zamówieniowej, ułatwiającej jej przesyłanie.

Cieszą także stosowane w praktyce działania KIO, mające na celu usprawnienie samego procesu odwoławczego. Pojawiają się niezapisane w ustawie (a poniekąd szkoda) wezwania zamawiających do udzielenia odpowiedzi w określonym terminie, a w przypadku uwzględnienia odwołania – wezwania przystępujących do zgłoszenia ewentualnego sprzeciwu (te z kolei przewidziane). Terminy zwykle wynoszą trzy dni (taki wynika z rozporządzenia dla wezwania w kwestii sprzeciwu) i znakomicie ułatwiają samo przeprowadzanie rozpraw – wcześniej normą były przerwy na zapoznanie się ze stanowiskiem stron, raczej niezbyt adekwatne do rozmiarów pism, z którymi trzeba było się zapoznać i znaleźć argumenty contra. Teraz takich pism jest chyba odrobinę mniej, a ponieważ wcześniej już znane są kluczowe stanowiska, to i w nowych pismach raczej niewiele jest wstrząsających nowości, które wymagałyby szczegółowych analiz.
Czytaj dalej