Do opublikowanego kilka miesięcy temu dokumentu „Propozycje zmian w ustawie Prawo Zamówień Publicznych” (z 2 stycznia 2012 r., w odróżnieniu od dotyczącego innej tematyki, a o identycznym tytule z 6 czerwca 2012 r.) pisałem już tutaj kilkakrotnie – pierwszy raz tutaj. Wspomniałem tam na marginesie o burzącej się we mnie krwi przy lekturze ostatniego akapitu na stronie czwartej dokumentu, zawierającego Prezesowy pean na swoją własną cześć – a dotyczący wyjątkowej efektywności naszego systemu środków ochrony prawnej.
Zresztą, co tu opisywać, zacytujmy: W raporcie Komisji Europejskiej pt. „Ocena skutków i skuteczności przepisów UE dotyczących zamówień publicznych” polski system ochrony prawnej został wskazany jako jeden z systemów z najkrótszym czasem trwania procedur odwoławczych oraz system z najniższymi kosztami związanymi z korzystaniem ze środków ochrony prawnej. I tak dla przykładu, w Polsce czas, jaki organ pierwszej instancji, czyli Krajowa Izba Odwoławcza, ma na rozpatrzenie wniesionego odwołania wynosi 15 dni, podczas gdy we Włoszech jest to do 18 miesięcy w przypadku rozpatrywania odwołania przez regionalne sądy administracyjne. (…) Z raportu Komisji wynika więc, że mamy jedne z najkrócej trwających i najtańszych procedur udzielania zamówień publicznych oraz gwarantujących szeroką ochronę i sprawnych system rozpoznawania odwołań wnoszonych przez wykonawców. (swoją drogą, oryginalny dokument – „Evaluation Report: Impact and Effectiveness of EU Public Procurement Legislation” – wraz z podumowaniem w języku polskim znaleźć można na stronach Komisji).
Z faktami kłócić się nie można – statystyki zapewne faktycznie wykazują takie wyniki. Statystyki odnoszą się jednak do okresu 2006-2010, a więc w dużej mierze przed reformami wprowadzonymi przez obecnie panującego nam Prezesa, które w środkach ochrony prawnej zdrowo namieszały. Np. „najniższe koszty związane z korzystaniem środków ochrony prawnej” statystyki zapewne wykazują na podstawie tego, co działo się przez większość okresu. Oczywiście, Prezes z jednej strony pod koniec 2008 roku obniżył wpis od odwołania. Ale rok później zainicjował wprowadzenie horrendalnej opłaty od skargi, która weszła w życie do postępowań wszczętych od 22 grudnia 2009 r. i w praktyce skutecznie zablokowała możliwość dochodzenia roszczeń na tej podstawie, szczególnie po upływie terminu składania ofert. Niewielu bowiem było przedsiębiorców, których stać było na wniesienie wpisu w wysokości maksymalnej 5 mln zł, a nie zawsze sąd zgadza się na obniżenie tego wpisu (wszak ograniczenie prawa do sądu może być przesłanką zaskarżenia ustawy do Trybunału Konstytucyjnego, natomiast obniżenie opłaty czy zwolnienie z niej w zamówieniach publicznych możliwe jest tylko w przypadku udowodnienia, iż skarżącego nie stać na tak wysoką opłatę – art. 101-103 ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych; wyjątek stanowi Prezes UZP zwolniony podmiotowo). „Gwarantowanie szerokiej ochrony” budzi zaś kolejne zdumienie, bo przecież nie kto inny, jak obecnie panujący nam Prezes był inicjatorem wprowadzenia przepis drastycznie (i bezsensownie) ograniczającego prawo do wniesienia odwołania w przypadku postępowań poniżej progów unijnych (obowiązuje nam to prawo od października 2008 roku). Dodawszy do tego wspomnianą iluzoryczność możliwości skorzystania ze skargi1 – cóż, z tą szeroką ochroną jest jednak u nas coś nie bardzo.
Jedno jednak godne uznania – faktycznie odwołania przed Krajową Izbą Odwoławczą rozpatrywane są w terminach całkiem rozsądnych. Oczywiście wyjątki się zdarzają (niedawno Tymek jeździł na jedną rozprawę cztery razy), zwykle jednak wskutek skomplikowania przedmiotu i zrozumieć to można. Kosztem tej sprawności bywa jednak rzetelność. Powszechnie znana jest niechęć KIO do powoływania biegłych. Krótkie terminy są jednak fajne (szczególnie jak porówna się z praktykami wyznaczania terminów na przykład w sądach administracyjnych). I byłoby równie fajnie, gdyby inny termin wynikający z przepisów (art. 196 ust. 5 Pzp), trzech dni na doręczenie wyroku również był dotrzymywany. Bywa zaś czasami tak, że oczekiwanie na odpis wyroku (nawet w przypadku wysłania pisma do KIO z prośbą o niezwłoczne przesłanie kopii wyroku faksem czy mailem) od momentu jego ogłoszenia, zajmuje więcej czasu niż oczekiwanie na wyrok od momentu wniesienia odwołania. Normą bywa tydzień. A całkiem niedawno czekałem trzy tygodnie…
1)Z corocznych informacji o działalności KIO wynika, że w 2009 r. sądy rozpoznały 197 skarg na orzeczenia KIO, z czego tylko 13% zostało odrzuconych. W 2011 r., gdy mamy już opłatę sądową sięgającą absurdu, sądy rozpoznały tylko 98 skarg, z czego aż 56% zostało odrzucone – jak podaje Izba, w większości (63%) z uwagi na nieuzupełnienie owej opłaty. Oznacza to, że w 2011 r. sądy rozpatrzyły jedynie 63 skargi, nieodrzucone z powodu braku opłaty, a więc jedynie jedną trzecią ilości skarg rozpoznanych w 2009 r. I nie wynika to zapewne ze wzrostu jakości orzecznictwa KIO… W końcu choć Prezes UZP w 2011 r. wniósł tylko 3 skargi na wyroki KIO, a w 2009 r. aż 11, to ta szalona liczba (aż 8 z tych 11) wynikała z masowego zaskarżania postanowień KIO w zakresie odrzucania odwołań na warunki udziału w postępowaniu – batalia, która zaowocowała nikomu niepotrzebną rewolucją w art. 22.