O przesłaniu kopii przystąpienia

W jednej z niedawno wydanych przez UZP publikacji z orzecznictwem trafiłem na ciekawy cytat z lipcowego wyroku Krajowej Izby Odwoławczej o sygnaturze KIO 2240/24. Pełnej treści wyroku nie ma, ale wygląda na to, że jednym z problemów, nad którym KIO musiało się pochylić, była opozycja wobec przystąpienia jednego z wykonawców. Mianowicie przystępujący złożył przystąpienie w terminie, załączył do przystąpienia potwierdzenia wysłania kopii do zamawiającego i odwołującego, ale problem w tym, że kopie te wysłał pocztą. W efekcie do odwołującego trafiła ona 5 dni po tym, jak przystąpienie dostało KIO.

Izba stwierdziła, że postępowanie przystępującego było prawidłowe. Powołała się przy tym na fakt, że ustawa nie zawiera żadnego wymogu w zakresie terminu doręczenia kopii przystąpienia. Jest termin na doręczenie przystąpienia do KIO, ale o przesłaniu jego kopii ustawa wspomina tylko w kontekście dołączenia do przystąpienia dowodu, bez żadnych regulacji dotyczących faktycznego terminu doręczenia. Ponadto Izba popłynęła na szersze wody i powołała się na zasadę wynikającą z orzecznictwa TS UE, zgodnie z którą nie można ograniczać prawa do ścieżki sądowej bez wyraźnego umocowania w przepisach, oraz na nieodwracalność decyzji o uwzględnieniu opozycji.

No dobrze. Faktycznie ustawodawca był tu niekonsekwentny. Przy składaniu przystąpienia określił termin, do którego ma wpłynąć przystąpienie do Izby, jednak przy kopiach dla odwołującego i zamawiającego napisał tylko o „dołączaniu dowodu przesłania”. Przy konieczności przesłania kopii odwołania do zamawiającego wskazał na obowiązek przekazania go w terminie na wniesienie odwołania, „w taki sposób, aby mógł on zapoznać się z jego treścią przed upływem tego terminu” – przy kopiach przystąpienia brak odpowiednika takiej regulacji. A na dodatek mamy jeszcze art. 508 ust. 2, który mówi o wnoszeniu pism w formie pisemnej za pośrednictwem operatora pocztowego.

Cóż, orzeczenie mnie zaskoczyło, ale prawdopodobnie Izba faktycznie miała tu rację – nic nie zabrania przystępującemu, aby przesłał kopie elektronicznego przecież przystąpienia na piśmie; nic też nie nakazuje mu, aby przed doręczeniem przystąpienia Izbie odwołujący i zamawiający mogli z kopiami się zapoznać.

Jednak jakie to ma konsekwencje dla postępowania odwoławczego? Cóż, koszmarne. Bo podstawową zaletą postępowania odwoławczego na gruncie przepisów Pzp jest jego sprawność. Nie ma tu przesyłania pism przez organ, wielotygodniowego oczekiwania na zwykłą korespondencję, jest założenie, że wszystko ma odbywać się sprawnie, bez niepotrzebnych przestojów. Jak się ma do tego fakt, że wciąż jednak dopuszczamy zdawanie się na Pocztę Polską, o której wiele można powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest rychliwa? Samemu zdarzało mi się czekać na polecone nie kilka dni, ale kilkanaście – i co wtedy, zamawiający lub odwołujący pojadą na posiedzenie i dopiero wtedy dowiedzą się, że stron jest więcej?

Pomijam już problemy czysto praktyczne związane z uczestnictwem w posiedzeniu – liczba kopii pełnomocnictwa, pism procesowych, dowodów. Ale to przecież także kwestie taktyczne. A do tego – przecież przystąpienie niekoniecznie jest pismem o treści „przystępuję po stronie zamawiającego/odwołującego i mam interes”. Czasami przystępujący już w przystąpieniu prezentują nie tylko swoje stanowisko, ale argumentację za nim stojącą. I co wtedy? Mam wrażenie, że chcemy od takich niespodzianek odchodzić.

A gdy człowiek pomyśli, że podobnie mógłby zamawiający traktować odpowiedź na odwołanie (wszak pisma KIO o obowiązku doręczenia odpowiedzi na odwołanie w odpowiednim terminie Izbie i pozostałym stronom mają niezbyt mocną podstawę prawną, skoro samo wyznaczenie terminu jest trochę na bakier z art. 521 ust. 1 Pzp1).

I tak sobie myślę, że skoro skutkiem obecnych przepisów jest takie orzeczenie, to warto je wykorzystać jako wskazanie luki w przepisach do załatania. I zmienić ustawę, np. poprzez ukształtowanie odpowiedniej części art. 525 ust. 2 (czy art. 521) Pzp na wzór art. 514 ust. 2 Pzp. Albo w dowolny inny sposób, byle skutecznie eliminujący z obrotu takie perfidne już w dzisiejszych czasach praktyki.

  1. Nie krytykuję, ale to również jest kwestia, którą możnaby uregulować w ustawie, albo przynajmniej nie tworzyć sprzeczności z praktyką. ↩︎

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *