A właściwie o płaceniu przez zamawiającego za tę gotowość wykonawcy. Nie jest to (przynajmniej jeśli szukamy takiej płatności wyodrębnionej w warunkach zamówienia) zjawisko częste w zamówieniach publicznych. Są jednak takie branże, w których stało się codziennością, niemal nieodzowną. Pamiętam jednak dawne czasy i podejście pewnego kontrolującego kwestionującego taką pozycję w umowie. No bo jak to tak – przecież to płacenie za „nicnierobienie”, a więc nie jest to racjonalne i efektywne wydatkowanie środków publicznych…
To był akurat specyficzny przypadek, ale branżą, w której opłata za gotowość mocno wzrosła w krajobraz (całkiem słusznie) jest branża odśnieżania. Wszystko dlatego, że jest to przedsięwzięcie o potencjalnie bardzo dużym jednoczesnym zapotrzebowaniu na usługi (gdy spadnie śnieg trzeba odśnieżyć naraz wszystko i wszędzie) oraz bardzo dużej nieprzewidywalności (zwłaszcza teraz, gdy zimy nie przypominają tych z czasów mojego przynajmniej dzieciństwa). Bo to wszystko oznacza, że potencjalny wykonawca takiego odśnieżania musi mieć w gotowości dużo ludzi, dużo sprzętu, a ich wykorzystanie następuje tylko okresowo i nie da się tego z góry przewidzieć (a przynajmniej – z rozsądnym wyprzedzeniem, czyli na początku realizacji kontraktu).
Czy płacenie za taką gotowość to grzech? Wręcz przeciwnie, tu jest to nieodzowne. Wszak cały ten park maszynowy jest przeznaczony stricte do jednego celu. Cała ta armia ludzi może być zagospodarowana do innych celów w ograniczonym tylko stopniu. A gdy spadnie śnieg – każdy zamawiający chce mieć drogi odśnieżone w 5 minut, bo inaczej miejscowa prasa zaczyna pisać o zimie znowu zaskakującej drogowców i niekompetencji urzędników. Jasne, samochody stojące w garażu teoretycznie znaczących kosztów nie generują. Ale po pierwsze – mimo wszystko jakieś się pojawiają (w końcu te pojazdy trzeba serwisować i konserwować, bo jeśli tego się nie będzie robiło, z garażu mogą nie wyjechać), a po drugie – nie da się uniknąć kosztów pracowników, nikt bowiem nie będzie zatrudniał z godziny na godzinę sporej gromadki operatorów.
Można sobie powiedzieć – ale gdy zamawia się ochronę z dojazdem grupy interwencyjnej albo konserwację wind z pogotowiem dźwigowym takiej opłaty za gotowość nie ma, płaci się tylko za realnie wykonane usługi. Ale mamy tutaj dwie różnice. Po pierwsze, w tego typu sytuacjach mamy stałe płatności za inne elementy (albo za stałą ochronę, albo za okresową konserwację dźwigów), a w nich koszt gotowość można ująć. Po drugie, to są usługi świadczone na rzecz wielu różnorodnych klientów i zapotrzebowanie na nie nie jest jednoczesne – wykonawca nie wie, kiedy któremu zamawiającemu zepsuje się winda, ale jeśli konserwuje 1000 dźwigów zapewne może sobie bezpiecznie założyć, że w danym okresie będzie miał liczbę dodatkowych interwencji mieszczącą się w jakichś dających się statystycznie określić widełkach, a interwencje te najprawdopodobniej rozłożą się w czasie, a nie nastąpią wszystkie naraz.
Przy wskazanym na początku odśnieżaniu takiej możliwości nie ma. Jeśli śnieg pada – pada jednocześnie wszędzie i wszystkim w okolicy i ci wszyscy mają zapotrzebowanie na usługę jednocześnie. Co więcej, podmioty publiczne są na tym rynku głównymi pracodawcami. Owszem, fabryki czy markety też chcą mieć odśnieżone drogi wewnętrzne czy parkingi, ale to drogi publiczne są głównym źródłem zapotrzebowania na usługi. A gdyby chcieć ująć koszty gotowości w cenie odśnieżania, i zamawiający, i wykonawca ponosiliby ogromne ryzyko. Wykonawca – gdyby zima była łagodna (bo zarobiłby za mało i mógł pójść z torbami w ciągu sezonu). Zamawiający – gdyby zima była ostra (bo skoro koszt gotowości byłby wliczony w cenę faktycznej usługi, zapłaciłby po prostu za dużo).
Czy płacenie za gotowość w innych przypadkach jest w porządku? Cóż, jeśli ktoś zamawia tylko grupę interwencyjną bez jakiejkolwiek stałej ochrony czy tylko pogotowie dźwigowe bez konserwacji dźwigów (choć trudno mi sobie to wyobrazić), taka opłata wydaje się czymś naturalnym. Można wyobrazić sobie zresztą więcej takich zamówień – zwłaszcza tam, gdzie zapotrzebowanie na usługi jest nieregularne i uzależnione od czynników zewnętrznych. Warto przy tym zwrócić uwagę na wymóg wynikający z art. 433 pkt 4 Pzp, który nakłada wymóg określenia granicy możliwości ograniczenia przedmiotu zamówienia przez zamawiającego – poprzez określenie minimalnej wartości lub wielkości świadczenia. I właśnie opłata za gotowość może być narzędziem do wypełnienia obowiązków wynikającego z tego przepisu. Bo w przypadku odśnieżania nie ma sensu gwarantować, ile kilometrów zrobią pługi (jakikolwiek poziom by się nie ustaliło, zima może być lżejsza i mimo wszystko może pozostać niewykorzystany). Lepiej odnieść się do minimalnej wartości, a nie zakresu świadczenia, i wskazać, że będzie nią w takim przypadku właśnie opłata za gotowość za okres objęty umową.
Ps. A może warto takie rozwiązanie wprowadzić na szerszą skalę także wśród konsultantów ds. zamówień publicznych? Gdyby klient płacił za gotowość, miałby pewność, że nie usłyszy w danym momencie, że musi poczekać, bo jest piąty w kolejce. Byłby obsługiwany jak turecki basza. Może warto? :)