O przeglądach gwarancyjnych

Gwarancja to jedno z podstawowych narzędzi używanych przez zamawiających w celu zapewnienia odpowiedniej jakości otrzymywanych dostaw, usług czy robót budowlanych. Wykonawca jest zobowiązany do usuwania wad czy usterek, a zamawiający może dysponować częścią zabezpieczenia należytego wykonania umowy w przypadku niewywiązywania się przez wykonawcę z jego obowiązków. Jednak gwarancja ma swoje granice. Wskazane jest określić te granice w umowie o zamówienie publiczne, w innym przypadku bowiem cały ten instrument może stracić sens.

Oczywiście, postanowienia dotyczące gwarancji powinny normować takie rzeczy jak usterki wyłączone z gwarancji (np. działania osób trzecich, jeśli przedmiot zamówienia nie ma być idiotoodporny, akty wandalizmu itp.), sposób i terminy usuwania usterek. Jest jednak jeden problem, z którym czasami trudno się mierzyć – a mianowicie konieczność zapewnienia w okresie gwarancji odpowiedniej konserwacji czy serwisów. Zwłaszcza wobec rynkowej praktyki w niektórych branżach, zgodnie z którą takiej konserwacji/serwisów powinien dokonywać wykonawca/producent lub podmiot przezeń wskazany.

Oczywiście, wskazanie przez wykonawcę konkretnego podmiotu (lub samego siebie) do wykonywania takich czynności jest niewystarczającą przesłanką do udzielenia przez zamawiającego zamówienia w trybie zamówienia z wolnej ręki (oczywiście mówimy o sytuacji, w której wartość takiego serwisu przekracza próg ustawowy). Trudno też wyobrazić sobie zorganizowanie postępowania konkurencyjnego, w którym do takiego stopnia zawęzi się konkurencję. Zamawiający staje przed dylematem: albo złamie ustawę, albo straci gwarancję.

Ale w gruncie rzeczy można o tym pomyśleć już na etapie postępowania przetargowego na przedmiot zamówienia. I tam, gdzie istnieje ryzyko pojawiania się takich problemów, powinien tak określić warunki planowanej do zawarcia umowy, aby uniknąć opisanych powyżej kłopotów. Jednym z rozwiązań może być wskazanie, że dokumentacja przekazywana przez wykonawcę może co najwyżej wskazywać kwalifikacje osób wykonujących wymagane przeglądy lub czynności konserwacyjne (w zakresie uzasadnionym ich przedmiotem), a nigdy konkretne podmioty czy wymóg posiadania swojej akredytacji (o ile dostęp do systemu akredytacji nie jest otwarty). Takie kwalifikacje łatwo potem przerobić na warunki udziału w otwartym przetargu na usługi serwisowe.

Drugie rozwiązanie jest jeszcze prostsze, a na dodatek wychodzi naprzeciw jakże słusznym oczekiwaniom ustawodawcy, który liczy na uwzględnianie przy wyborze oferty kosztów cyklu życia (choć nie oszukujmy się, opisany sposób dotyczy tylko jednego z elementów tych kosztów) – polega na wprowadzeniu wymogu w umowie (już w pierwotnym postępowaniu), aby przeglądy i konserwacje wymagane do utrzymania gwarancji były prowadzone w jej okresie przez wykonawcę (lub zatrudnionego przezeń podwykonawcę). Wykonawca koszt tych czynności dolicza do kosztu za wykonanie zamówienia i zamawiający porównuje w przetargu w praktyce sumę cen tych elementów. Zwiększa się prawdopodobieństwo, że wybierze ofertę faktycznie najkorzystniejszą ekonomicznie, a na etapie realizacji zamówienia i samej gwarancji odpadają mu co najmniej dwa problemy – zarówno konieczność wyboru odpowiedniego wykonawcy do czynności serwisowych (a także niepewność, ile one będą kosztować), jak i możliwość wykręcenia się wykonawcy przedmiotu zamówienia z obowiązków gwarancyjnych…

Ps. Zawsze przy temacie gwarancji przypomina mi się komiksowy pasek Dilberta sprzed kilkunastu już lat, o ten. Taki uświadamiający, jak to może wyglądać po stronie wykonawcy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *