Trzy tygodnie temu poruszałem tu temat „zbrodni odrębnych kryteriów cenowych”. Na marginesie zauważyłem tam, że w przypadku, gdy mamy do czynienia z wynagrodzeniem za dwa różne elementy, z czego za jeden płatnym „teraz” (lub „wkrótce”), zaś za drugi „później” (dużo później), można zastanawiać się nad waloryzacją czy przyłożeniem współczynnika związanego ze zmianą wartości pieniądza w czasie. I zadano mi dwa pytania: jak i po co.
Zacząć trzeba chyba nieco z flanki. W przywołanej powyżej notce krytykowałem postępowanie zamawiających, którzy różne składniki ceny wstawiają do osobnych kryteriów zamiast oceniać cenę łączną. Sama ocena ceny łącznej też rodzi pewne ryzyka. Oczywiście, ryzyko manipulacji składnikami cenowymi w celu wygrania przetargu eliminuje się. Ale to nie jedyny możliwy cel tej manipulacji. Jeśli zamawiam projekt z nadzorami autorskimi nad realizacją, wykonawcy zawsze będzie opłacało się w tej sytuacji krzyknąć, że on chce 99,99% wynagrodzenia po wykonaniu projektu, a pozostałą część za nadzory autorskie (nie mówiąc już o etapach przejściowych projektu). Dlaczego? Bo po pierwsze nie wiadomo, czy nadzory w ogóle dojdą do skutku (wszak zamawiający może odłożyć projekt na półkę), a po drugie – nawet jakby doszły to lepiej mieć pieniądze w kieszeni wcześniej niż później.
Ba, nawet odbiegając od tych potencjalnych manipulacji, w naszym zamówieniu na projekt z nadzorem autorskim (albo we wspominanym przed paroma tygodniami zamówieniu na dostawę z serwisem gwarancyjnym) mogłoby się okazać, że dwie oferty o cenie 100 mają dla zamawiającego wbrew pozorom różną wartość. Mały przykład – uprośćmy sprawę i załóżmy, że część ceny A (za dostawę) jest płacona już, a część ceny B (za późniejszą usługę związaną z dostawą) – dokładnie za dwa lata. Mamy dwie oferty po 100 zł: w pierwszej A wynosi 50 i B wynosi 50, w drugiej A wynosi 55, a B wynosi 45. Suma teoretycznie taka sama. Biorąc jednak pod uwagę zmianę wartości pieniądza w czasie okaże się zapewne, że oferta druga jest mniej korzystna – więcej muszę zapłacić teraz, a mniej wtedy, gdy ten sam pieniądz będzie mniej wart.
Ten problem – niezwykle często występujący w zamówieniach – rozwiązywany zwykle bywa w dość prosty sposób: zamawiający z góry narzuca, że za etap projektowania zapłaci nie więcej niż A%, a za etap nadzorów autorskich nie mniej niż B% (przy czym A + B w tym wypadku = 100). Albo wprost podaje sztywny podział tej ceny, aby wykonawca nie bawił się w arytmetykę (która bywa czasami zgubna). I analogicznie w innych przypadkach. Czy postępowanie takie jest prawidłowe? Jak najbardziej, byleby wskazane procenty trzymały się ziemi i odpowiadały udziałowi kosztów poszczególnych etapów w realizacji zamówienia.
A waloryzacja, współczynniki? Współczynnik może posłużyć nam tam, gdzie nie określiliśmy sztywnego podziału ceny. Wówczas to, aby uniknąć problemu z akapitu trzeciego możemy na przykład poprosić w ofercie o podanie dwóch cen (A i B), ale oceniać je łącznie – w dużym uproszczeniu: A + (B x określony z góry współczynnik zmniejszający). Współczynnik wynikający z zakładanego spadku wartości pieniądza, preferujący późniejsze płacenie. Owszem, wykonawcy zamawiający będzie płacił nominalne A i B, ale wykonawca składając ofertę nie będzie już tak bardzo zainteresowany jak największym A. Czy jest po co? Cóż, jeśli będziemy mówić o naprawdę długim okresie czasu, będzie to element nie do pominięcia (w krótkim czasie wpływ tych elementów na cenę jest niewielki, zwykle pomijany). Waloryzacja? To już wtręt nieco z innej bajki, a nawiązujący do tej notki :) Stosowanie obu tych narzędzi naraz? Na pewno nie :)