Wczoraj miała miejsce całkiem okrągła rocznica powstania niniejszej strony – pierwsze „szpony” pojawiły się w sieci 9 marca 2010 roku, czyli 15 lat (i 1 dzień) temu. Aż trudno uwierzyć.
Zatem zamiast pisać o konkretnych zamówieniowych problemach dzisiaj tylko krótka refleksja ogólniejszej natury. Tym razem o samych zamówieniowcach. Szczególnym gatunku ludzi, który dla szerokiej publiczności właściwie nie istnieje. Jeśli pojawiają się w świadomości przeciętnego śmiertelnika, to zwykle w związku z jakimś opisywanym w mediach przekrętem czy aresztowaniem. Nikt nie pisze tekstów o uczciwych przetargach (no, poza prasą specjalistyczną, do dziś pamiętam całą stronę w „Dzienniku Gazecie Prawnej” poświęconą postępowaniu, w którym nawet zamieszczono schemat ze strzałkami, aby czytelnik połapał się do jakich zwrotów akcji w nim dochodziło). Nikt nie pisze powieści o przetargowcach (choć takie o księgowych czy prawnikach pewnie się zdarzają).
Jednak mam wrażenie, że w pewnej kwestii coś się poprawiło. Bo gdy w poprzednim stuleciu zaczynałem pracę w zamówieniach publicznych, niejednemu znajomemu, który o tym usłyszał, pojawiał się błysk w oku, za którym szła sugestia, że to wyjątkowa dobra fucha. I nie chodziło bynajmniej o poziom wynagrodzeń, prestiż, ale w domyśle pozostawały zawsze „wałki”, na których można było dorobić. Cóż, nawet koledzy, którzy mnie w zamówienia wdrażali, kiedyś w tych początkach pouczyli, że w zamówieniach mogą zdarzyć się kuszące sytuacje, jednak nie radzą z nich korzystać – ale w żartach uzupełnili, że jeśli już nie będę mógł się oprzeć, to niech będzie przynajmniej naprawdę warto.
Cóż, taki szczególny żarcik. Jednak przez te lata coś się poprawiło. Jakoś nie widzę dzisiaj takiego samego błysku w oku nowo poznawanych osób, które dowiadują się czym się zajmuję. Nie słyszę podobnych żarcików. To chyba świadczy o tym, że zajmowanie się przetargami publicznymi przestało być automatycznie traktowane jako źródło lewych dochodów. No, chyba że to tylko mój siwy włos onieśmiela. Ale jedno się nie zmieniło – praca w zamówieniach to niezwykle niewdzięczna i zwykle niedoceniana robota. Pewnie sam jestem jak na zamówieniowców w niezłej sytuacji, ale nawet i w moim przypadku takie refleksje niejeden raz nachodzą.
Panowie z yotubowego kanału „Okiem kupca” nagrali kiedyś filmik pt. Dlaczego kupców nie ma w social media i jak zachęcić 19-latka do pracy w zakupach? I jakże prawdziwe są dwa stwierdzenia, które tam się pojawiły – że żadne dziecko nie marzy o byciu zakupowcem (bo żadne nie słyszało o tym, że taki zawód istnieje) i że wszyscy są tu z przypadku. Cóż, jedno i drugie sprawdza się w przypadku niżej podpisanego, który trafił do zamówień z absolutnego przypadku i kompletnie nie wiedząc, o co w nich chodzi. Choć z tym najfajniejszym zawodem i podróżami po świecie to jakoś w zamówieniach publicznych kiepsko się sprawdza. No, chyba że mowa o wycieczkach na ul. Postępu :) Ale zgoda, nudy tu nie ma, choć i odpowiedzialności nie brakuje.
I na zakończenie – podobnie jak przy poprzedniej takiej okazji, kolejnych 15 lat nikomu nie obiecam, ale na pewno zapraszam w kolejny poniedziałek :)
Ps. Przy okazji zachęcam do zaglądania do wspomnianego kanału (choć sam mam zaległości – ale przecież zaległości we wszystkim poza bieżącą robotą to codzienność zamówieniowca; aż dziw, że „szpony” przez te 15 lat w tych zaległościach nie wylądowały). To wgląd w zakupy poza zamówieniami publicznymi – czasami inny sposób myślenia, który warto sobie przyswoić, a czasami zaskoczenie, że w świecie „normalnych” zakupów miewają takie same problemy i popełniają takie same błędy ;)
Pps. Prezent od dostawcy usług sieciowych na 15-lecie – podniósł w porównaniu do roku poprzedniego cenę domeny trzykrotnie, a hostingu pięciokrotnie. Trzeba będzie chyba zrobić rozeznanie rynku, dla odmiany prywatne, ale co gorsza – może okazać się konieczna przeprowadzka. A ta nie wiedzieć ile potrwa i jak się skończy. W razie czego będę ostrzegał :)
Ja się zastanawiam, czy są jednostki gdzie dział zamówień jest „lubiany”?
Bywa, że ludzie z innych działów go lubią, nawet jeśli ich wkurza ;)
Gratuluję rocznicy i życzę dalszej wytrwałości ;-)
Się przyda :) Dzięki!
Szczery komentarz znajomego kierownika działu zamówień – gdzieś, kiedyś…:
„Patrz pan, dziesięć lat w zamówieniach i nikt nawet flaszki nie przyniósł!”
Wytrwałości i zdrowia – nam wszystkim…!
Ha! Swoją drogą, w dawnych czasach ktoś zawsze za jakimś segregatorem miał flaszkę tego czy owego (na najczarniejszą godzinę oczywiście), a teraz nikt nie pamięta ;)