W nowej ustawie Pzp (swoją drogą, do kiedy będziemy ją nazywać nową?) nie ma odpowiednika art. 41 z poprzedniej ustawy (i kilku innych, które go uzupełniały), zawierającego wykaz obowiązkowych elementów ogłoszenia o zamówieniu. Ustawa o tym obecnie milczy (poza kilkoma konkretnymi odwołaniami, nie zawsze sensownymi), choć to nie znaczy, że zamawiający ma zupełnie wolną wolę w tym, co w ogłoszeniu umieszcza. Nadal są przepisy. Dla postępowań unijnych zakres informacji w ogłoszeniu określa załącznik V do dyrektywy 2014/24/UE, dla postępowań krajowych zaś rozporządzenie o wzorze ogłoszenia w BZP. A gdyby przepisów było nie dość, mamy formularze elektroniczne, które do podania określonych informacji zmuszają.
Tylko dlaczego przygotowanie ogłoszenia o zamówieniu wymaga podania tak dużej ilości informacji, które wykonawcom zwykle do niczego się nie przydają? Ogłoszenia, gdy je wydrukować, mają objętość dobrych kilku kartek papieru. Niekiedy niewiele mniej niż specyfikacje warunków zamówienia. Tymczasem przecież ich rolą jest zainteresowanie wykonawców i przekazanie najistotniejszych informacji. Skrót, który pozwoli wykonawcy na wstępną ocenę, czy postępowaniem jest zainteresowany. Skrót, który ma zapakowane wszystkie możliwe informacje (choć niekiedy w skróconej formie) taki cel przestaje spełniać. Na taką wstępną ocenę pozwoliłby (i zrobiłby to znacznie skuteczniej, bo odpadłaby kwestia przeszukiwania) dokument z naprawdę najistotniejszymi dla wykonawcy informacjami. Kartka czy dwie. Gdy ktoś potrzebuje dokładniejszych informacji, szuka ich w specyfikacji, bo nie ma sensu przedzieranie się przez ogłoszenie, które z jednej strony jest przeładowane i nieczytelne, a z drugiej – w stosunku do SWZ niekompletne.
I warto tutaj iść śladem mądrzejszych. Abstrakty w pracach naukowych to teksty, które czasami liczą stronę, a czasami jeden akapit. Obejmują informacje, które są absolutnie podstawowe. Nie ma problemu z przeczytaniem abstraktu w całości, i on sam pozwala podjąć decyzję o tym, czy warto zaglądać do reszty pracy i zapoznawać się ze szczegółami. I tak powinno być z ogłoszeniem o zamówieniu: tylko to, co jest absolutnie podstawowe. Przy czym czasami są to informacje, których w obecnych ogłoszeniach o zamówieniu jak na złość brak.
Gdy patrzę na ogłoszenie od strony wykonawcy, interesują mnie na pierwszy ogień tylko trzy rzeczy: co, gdzie i kiedy. Przy czym to „co” na tym etapie to powinno być absolutne minimum informacji – czasami starczy jedno zdanie, czasami jeden akapit (np. jeśli są wiele różnorodnych elementów, mamy podział na części albo opcje). Jeśli okazuje się, że temat może być interesujący, szukam specyfikacji warunków zamówienia aby zapoznać się ze szczegółami – bo wszystkich szczegółów, które mogą dla mnie mieć znaczenie i tak w ogłoszeniu nie znajdę. Oprócz „co, gdzie i kiedy” tylko kilka informacji może naprawdę się przydać: link do strony postępowania, informacja o rodzaju procedury (trybie), warunki udziału w postępowaniu i termin składania ofert. No, i jeszcze kody CPV (nie żeby je czytać – służą głównie do ułatwienia wyszukiwania) i nazwa zamawiającego. I tyle, i to absolutnie wystarczy. Wszystko mogłoby się zmieścić na jednym ekranie.
Czego z tego nie ma w dzisiejszych ogłoszeniach? Bezpośredniego linku do dokumentów zamówienia (choć to nie wina autorów prawa, ale zamawiających) i często miejsca realizacji zamówienia (jest obowiązkowe w ogłoszeniach w TED, w przypadku ogłoszeń z BZP wykonawca jest skazany na łaskę i niełaskę zamawiającego). Co jest niepotrzebne? Całe multum innych informacji, do których w ogłoszeniu nie zaglądam, bo i tak wiem, że lepiej sprawdzić to w specyfikacji warunków zamówienia. Czyli na przykład wymaganych dokumentów, kryteriów oceny ofert (one są ważne, ale nad kryteriami wykonawca zastanawia się dopiero w drugim rzędzie, a hasłowe informacje zawarte w ogłoszeniu i tak na niewiele się przydają), a także całej kupy innych informacji, doskonale zbędnych (jak na przykład rodzaj działalności zamawiającego). Ba, nasz krajowy ustawodawca dopełnia tego katalogu innymi zbędnymi w ogłoszeniu informacjami – np. opisem okoliczności zmian umowy.
Obecne ogłoszenia to dokument, przez który niezwykle ciężko przebrnąć komuś, kto zamówienia publiczne widzi pierwszy raz na oczy. Zamiast ułatwić dostęp do zamówień, zachęcić do udziału w postępowaniu, robi coś odwrotnego: zniechęca, już na pierwszy rzut oka pokazuje potencjalnemu wykonawcy, że czeka go walka z biurokracją. A czego jak czego, ale biurokracji nikt normalny nie lubi.
Ps. Osobna historia to SWZ :)
Pps. Jakże pięknie wygląda art. 272 ust. 1 Pzp: „Ogłoszenie zamieszczane w Biuletynie Zamówień Publicznych zawiera w szczególności nazwę i adres zamawiającego oraz przedmiot zamówienia lub konkursu.” Tylko po co ten adres?
Pełna zgoda, ale skoro już jesteśmy w rzeczywistości w jakiej jesteśmy to zastanawiałem się ostatnio o pewnym szczególe zawartości ogłoszenia krajowego. Mianowicie w ogłoszeniu krajowym jest taki punkt, który wynikowo (bo oczywiście żeby nie było za łatwo przy tworzeniu ogłoszenia nie wiadomo jaki) ma numer 5.11. i zatytułowany jest „Wykaz innych wymaganych oświadczeń lub dokumentów”. Podczas tworzenia ogłoszenia (i tylko wtedy) widać, że przynależy on do części formatek dotyczących przedmiotowych środków dowodowych. Wydawałoby się, że jak nie mam w zamówieniu tychże przedmiotowych środków dowodowych to nie muszę tego wypełniać, ale z drugiej strony ten punkt oderwany od kontekstu tej kategorii dokumentów z nazwy wydaje się idealnym miejscem do wskazania innych dokumentów, których złożenia wymagam, a nie ma na nie dedykowanego miejsca w ogłoszeniu. Ponadto – i tutaj clue programu – jak zacząłem się zastanawiać czy powinniśmy w ogóle tę listę dokumentów w ogłoszeniu zamieszczać (bo skoro formularz od nas tego nie wymaga to zgodnie z myślą przewodnią komentowanego wpisu na cholerę się męczyć), to po spojrzeniu na przepis, okazało się że formularz elektroniczny jedynie odzwierciedla to co dokładnie jest w rozporządzeniu, czyli pewien absurd. W załączniku nr 1 do rozporządzenia dot. ogłoszeń w ust. 7 pkt 4 mowa o „wykazie innych wymaganych oświadczeń lub dokumentów (jeżeli zamawiający przewiduje ich złożenie)”. Ustęp siódmy dotyczy przedmiotowych środków dowodowych. Jednakże po co tam wstawiać przepis o takiej treści w tym pkt 4 skoro pkt 1 brzmi „wykaz przedmiotowych środków dowodowych – jeżeli zamawiający będzie wymagał ich złożenia”? Chyba po to żeby zamawiający wylistował wszystkie inne dokumenty, których złożenie przewiduje, niekoniecznie dotyczące przedmiotowych środków dowodowych… czyż nie? Tylko żeby było to prościej (ironia) interpretować, to zarówno w przepisie jak i w formularzu mamy to pod nagłówkiem przedmiotowych śr. dowod. I teraz bądź tu mądry i pisz wiersze czy mam obowiązek wylistować w ogłoszeniu wszystkie dokumenty czy nie mam takiego obowiązku… A może po prostu ja czegoś nie dostrzegam lub za bardzo się doszukuję problemu?
Wpisuję tam wszystko, co może mieć znaczenie dla wykonawców (np. kosztorys ofertowy), choć wiem, że i tak tego tam nie będą czytali :)
Również całkowicie zgadzam się. I jeszcze to skomplikowane narzędzie eNotices2 , które jest „udoskonalane” bez końca ku radości Zamawiających :) Jak mówią – Kto robił ogłoszenie unijne ten w cyrku się nie śmieje.