Gdy rok temu pisałem tu o sposobie implementowania dyrektyw zamówieniowych z 2014 r. prorokowałem, że skończy się na przepisach napisanych na kolanie, bez ładu i składu. W zasadzie – takie prorokowanie to była żadna sztuka, więc nie jest to powód do dumy (a tym bardziej powód do zadowolenia, bo jednak człowiek wolałby nie mieć racji w tym zakresie). Tym bardziej, że nie przypuszczałem, aby pisanie na kolanie osiągnęło taki poziomu braku ładu i składu, jak się to okazało 20 stycznia br.
W ubiegły weekend pisałem do następnego numeru „Zamawiającego” tekst o głównych założeniach projektu. Bez wielkiego entuzjazmu, bo projekt niestety go nie budzi. W każdym razie, pisałem o głównych nurtach zmian, więc różne drobne problemiki (nierzucające się w oczy w takim stopniu, jak nieszczęsne maksymalne 40% wagi kryterium ceny) pozostały na boku. „Szpony” to idealne miejsce, aby przynajmniej o paru z nich napisać. Stoją na bakier z jednym z głównych celów dyrektyw (a zatem i ich implementacji do prawa polskiego), tj. usprawnieniem i uelastycznieniem postępowania. I nie zanosi się na to, aby autorzy projektu z nich zrezygnowali.
Chodzi o projektowany nowy ustęp 4 w art. 12a. Ma on ustanawiać nowy obowiązek związany z taką zmianą ogłoszenia o zamówieniu, która ma charakter nieistotny. Mianowicie zamawiający będą musieli w takiej sytuacji przedłużyć termin składania ofert o 7 dni (a po licznych uwagach ministerstw – o 3 dni). Uzasadnienia takiego kroku w „Uzasadnieniu” – nie ma. A jak będzie to działać w praktyce? Nie ma znaczenia, kiedy jest wprowadzana. Nawet jeśli zamawiający dzień po opublikowaniu ogłoszenia, na 4 czy 5 tygodni przed otwarciem ofert zorientuje się, że popełnił drobną, nieistotną pomyłkę (dajmy na to – pomylił się w opisie przedmiotu zamówienia wskazując, że do wykonania jest 200 m3, a nie m2 dachu; albo wpisał w ogłoszeniu termin składania ofert dzień krótszy niż w specyfikacji) – nie ma zmiłuj, trzy dni. Czy ma to sens? Dlaczego ogólna zasada, która dotąd na ogół wystarczyła, teraz ma nie wystarcza? Czy aby w przeregulowywaniu przepisów nie podążamy już o krok za granicę absurdu?
A żeby było jeszcze fajniej, te 3 dni obowiązują też wtedy, gdy zamawiający nie udzieli wyjaśnień, o których mowa w art. 38. Pomysł fantastyczny, umożliwiający swobodne sparaliżowanie każdego postępowania. Na szczęście autor projektu pomyślał i zmienił. Że tylko wyjaśnienia, o których mowa w art. 38 ust. 1, a nie w całym art. 38 – ale pomyślał widać za mało. Bo teraz ten przepis jest odrobinę niezrozumiały. Na cóż nam są (wątpliwe z punktu widzenia dyrektyw, ale nieruszane przez projekt) terminy w art. 38 ust. 1 i jak się one będą miały do terminu z art. 12a ust. 4? Jeśli zamawiający prowadzi przetarg unijny i nie odpowie na 6 dni przed terminem składania ofert, ale na dzień przed – to ma wyznaczyć termin o trzy dni dłuższy, czy o pięć? A może chodzi o to, że na podstawie art. 12a zamawiający może uchylić się od obowiązku przewidzianego w art. 38 ust. 1 i nie udzielać w ogóle odpowiedzi na pytania?
Inny ciekawy pomysł niezwykle „usprawniający” postępowanie pojawia się w odniesieniu do uwag ministerstw. Jeden z organów zgłaszających uwagi do projektu poprosił o przywrócenie przepisów o listach podmiotów należących do tej samej grupy kapitałowej. Nieszczególnie to szczęśliwe, bo pożytek z tych regulacji mizerny, a kłopoty z tym są. Autorzy projektu zaproponowali, że wprowadzą do ustawy obowiązek składania przez wykonawców oświadczeń, że nie pozostają z żadnym innym oferentem w tej samej grupie kapitałowej – w ciągu trzech dni od otwarcia ofert albo opublikowania informacji o wynikach kwalifikacji do drugiego etapu postępowania. Kiedyś mieliśmy już w ustawie niemal identyczne rozwiązanie – oświadczenia o zależności i dominacji. Jedynym skutkiem jego używania była większa szansa na zmowy wykonawców. I nie bez powodu z niego zrezygnowaliśmy, przeszedłszy uprzednio epizod z obowiązkiem zabierania wadium za brak takiego oświadczenia. Pomysł był beznadziejny, po co do niego wracać?
Takich ciekawostek jest więcej (o, na przykład, projektowany art. 16 ust. 6 i 7 i rozróżnienie prowadzenia postępowań „w całości” oraz „nie w całości” na rzecz innych zamawiających oraz związany z tym szalony koncept solidarnej odpowiedzialności zamawiających za wypełnienie obowiązków wynikających z ustawy), ale poniedziałkowy poranek jest blisko, a pisać możnaby długo :)
Ps. A na marginesie najfajniejszy chyba pomysł z uwag ministerstw: propozycja MON, aby wyłączyć spod ustawy „realizację zadań związanych z zabezpieczeniem Szczytu NATO w Polsce w 2016 r.” Pomysł równie znakomity jak dawny przepis o zwolnieniu spod przepisów ustawy Pzp zamówień związanych z przygotowaniem do Euro 2012 :)
Pps. Nawiązując do wspomnianego na wstępie wątku maksymalnej wagi kryterium ceny (do którego odnoszę się też w tekście dla „Zamawiającego”): polecam lekturę tekstu Krzysztofa Nędzyńskiego „Najniższa cena to nie kwestia prawna, ale stan umysłu” parę dni temu opublikowanego w portalu Obserwatorfinansowy.pl, a także uwagę UZP do projektowanego przepisu (pkt 256), zbytą przez autora projektu nic nieznaczącą formułką…
Bardzo ciekawy wpis, a dodatkowo pisany z przymrużeniem oka. Powoduje to, że czyta się przyjemniej. Największa waga kryterium ceny obrosła już w legendę, ciekaw jestem co z obiecanym kryterium zatrudnienia pracowników w oparciu o umowę o pracę…