No dobra, idealny zamówieniowiec pewnie nie istnieje. Można określić kryteria, jakie będziemy stosowali do jego oceny, wszak istnieją europejskie ramy kompetencji, jednak kogoś, kto spełnia je wszystkie, pewnie ze świecą szukać. Do tych ram jednak mało kto sięga. Świetnie się natomiast mają pewne stereotypy, które idealnego zamówieniowca (przynajmniej po stronie zamawiającego) widzą w prawniku. Ostatnio byłem uczestnikiem webinaru, w którym pojawił się przykład dotyczący zatrudniania doradcy właśnie zamówieniowego – i jakoś z automatu w ustach prowadzącego został utożsamiony z prawnikiem.
No dobrze, może odrobinę przesadzam. Gdy kiedyś przeglądałem ogłoszenia o pracę (co było tematem tego tekstu sprzed pięciu lat) wykształcenie prawnicze było wymogiem w bodajże trzech spośród ośmiu sprawdzonych ogłoszeń. Zebrałem teraz taką samą próbkę ogłoszeń od zamawiających z pewnego portalu pośredniczącego w pozyskiwaniu pracowników i jest ciut lepiej – brak wykształcenia prawniczego nie wyklucza nigdzie. Jednak w siedmiu spośród ośmiu ogłoszeń jest kierunkiem ukończonych studiów preferowanym. Nie zawsze w pojedynkę, czasami w towarzystwie administracji czy ekonomii, ale niemal wszędzie na pierwszym miejscu. I to chyba dowodzi, że wciąż zamówienia kojarzą się nam li i jedynie z przestrzeganiem ustawy…
Oczywiście, gdy do zamawiającego przychodzi kontrola, zwykle bada, czy przestrzegano litery ustawy, rzadko natomiast czy postępowanie zamawiającego miało jakiś sens (niestety). Gdy zamawiający jedzie do KIO bronić swoich decyzji, też zwykle walczy na paragrafy i cytaty z orzecznictwa, a do rozstrzygania sporów są dopuszczeni tylko prawnicy. Błędne koło, które samo się napędza, a próba jego zatrzymania to niewdzięczne zadanie i może skończyć się boleśnie.
Niemniej czy koniecznie dobry zamówieniowiec musi być prawnikiem? W zespołach zamówieniowych po stronie zamawiających, z którymi miałem przyjemność współpracować, wcale wykształcenie prawnicze nie jest normą. Spotkać można tam inżynierów, ekonomistów, a nawet ludzi, którzy skończyli kierunki, które w żaden sposób z zamówieniami się nie kojarzą (choć, w sumie, np. studia z zakresu psychologii mogą wykształcenie w zakresie psychologii może dać dodatkowe atuty choćby w czasie negocjacji). I ci wszyscy ludzie są tak samo kompetentni i tak samo niekompetentni jak prawnicy – nie da się przeprowadzić granicy podziału między kompetentnymi i niekompetentnymi według wykształcenia.
Ps. Cóż, może jestem nieobiektywny. Sam prawnikiem nie jestem. Ekonomię „liznąłem”, ale znacznie więcej przydaje się wiedza zdobyta w praktyce, niż ta teoretyczna. Swoją drogą, wciąż zazdroszczę Małgorzacie Moras, która miała okazję pożenić zamówienia z moim kierunkiem studiów i opublikowała swego czasu na łamach kwartalnika „Prawo zamówień publicznych” arcyciekawy dwuczęściowy tekst na temat zamówień publicznych w XIX-wiecznej Galicji.
Pps. Jedna rzecz w porównaniu z tymi ogłoszeniami sprzed pięciu lat się nie zmieniła (no, niemal nie zmieniła) – tylko w dwóch spośród tych ośmiu ogłoszeń zamawiający zdecydowali się podać informacje na temat możliwych zarobków…