Ustawodawca uraczył nas w swojej łaskawości jakiś czas temu nowym rozporządzeniem o wzorach ogłoszeń w Biuletynie Zamówień Publicznych. Najciekawiej przekształcono ogłoszenie o zamówieniu, które ustawodawca rozbuchał do nieprzyzwoitych rozmiarów, na dodatek wyraźnie ograniczając swobodę zamawiających w kształtowaniu niektórych jego elementów.
Po zmianach ogłoszenie o zamówieniu ogłaszane w BZP stało się – mam wrażenie – bardziej sformalizowane od ogłoszenia wymaganego przy postępowaniach o wyższych wartościach, publikowanych w Dzienniku Urzędowym UE. Uwaga ta dotyczy szczególnie dwóch elementów ogłoszenia: punktu III.4 (informacji o oświadczeniach i dokumentach) oraz IV.3 (zmiana umowy). Ten drugi wypadek można przeboleć, choć trudno dopatrywać się tutaj jakiegoś szczególnego sensu umieszczania takiej informacji już w ogłoszeniu. Owszem, niekiedy jest to sprawa istotna: gdy zamawiający zastrzeże, że jak nie dostania pozwolenia na budowę, to przedłuży okres zamówienia, to czerwona lampka u wykonawcy już się zapala (o, nie ma pozwolenia na budowę, nie wiadomo kiedy i czy w ogóle będzie to wykonywane). Ale to akurat chyba nie ta funkcja, do której jest obowiązek przewidywania zmian umowy jest przeznaczony. A umieszczanie samych zmian, w oderwaniu od treści umowy, to jednak problem – albo będzie to średnio niezrozumiałe, albo trzeba będzie przepisać pół wzoru umowy.
Zmianą bardziej intrygującą jest przepisanie do wzoru ogłoszenia opisu dokumentów, jakich mogą żądać zamawiający, ujętych w odpowiednim rozporządzeniu, i pozostawienie zamawiającemu jedynie opcji wyboru „tak/nie”. Tymczasem warto zauważyć, że maksymalny zakres dokumentów, których zamawiający ma prawo wymagać, nie ogranicza się wyłącznie do wyboru pozycji z rozporządzenia, ale także określenia – często – zakresu, jaki ten dokument ma ujmować. Zgodnie z art. 25 ust. 1 Pzp bowiem zamawiający ma prawo żądania dokumentów tylko w zakresie niezbędnym do przeprowadzenia postępowania. Spójrzmy na dwa przykłady (a na nich to się nie kończy):
Pierwszy to sprawozdanie finansowe. Z jednej strony – tu ustawodawca się postarał, obok wyboru dokumentu jakiego takiego, mamy także do wyboru opcję całe sprawozdanie albo część oraz okres czasu, za jaki można żądać. Problem w tym, że to wciąż za mało. Nie czepiając się zupełnie opcji wyboru okresu czasu (wyczerpano tu wszystkie możliwości), warto zwrócić uwagę, że gdy zamawiający postawi na przykład wyłącznie warunek osiągnięcia określonych przychodów i będzie chciał na jego potwierdzenie wyłącznie rachunku zysków i strat lub – w przypadku wykonawców niezobowiązanych do sporządzania sprawozdania finansowego – inny dokument określający obroty, jest w małej kropce. Może bowiem zaznaczyć w ogłoszeniu opcję „część sprawozdania”, nie ma natomiast możliwości określenia, jaka to konkretnie część ma być (wróć, możliwość ma, gdzieś na końcu jest pole informacje dodatkowe, można tam wyjaśnić, o jaką część chodzi, ale trudno mówić tu o jakimś sensownym układzie w takim wypadku). A tych części jest przecież pięć, w sumie mamy zatem bodaj 29 mniej lub bardziej prawdopodobnych kombinacji (niech mnie ktoś poprawi jeśli się mylę co do liczby). Podobnie z wykonawcami niezobowiązanymi do sporządzania sprawozdania – do oceny takiego warunków wystarczający jest dokument określający obroty. Dokumentu określającego zobowiązania i należności (niezależnie od wiarygodności takich danych i od ich jakiejkolwiek przydatności dla oceny sytuacji ekonomicznej wykonawcy) nie tylko nie potrzebujemy, ale zgodnie z zapisem wspomnianego art. 25 ust. 1 nie mamy prawa żądać – te informacje nie są niezbędne do przeprowadzenia postępowania.
Przykład drugi, wykaz robót/wykaz dostaw i usług. Zapis rozporządzenia mówi w obu wypadkach o tym, że należy podać wartość robót/dostaw/usług, i rzecz jasna jest to powtórzone w formularzu ogłoszenia. Tymczasem zamawiający stawia warunek doświadczenia zupełnie nie związany z wartością wcześniej wykonywanych umów, odnosząc się jedynie do ich zakresu (np. prał pościel w szpitalu w ilości nie mniej niż 1000 szt. na miesiąc, albo wybudował kanalizację o długości co najmniej 1000 m). Zamawiający zatem stawiając warunek doświadczenia nie bada wartości wykonywanych robót (a ma do tego prawo i – co więcej – to często ma sens, to zresztą temat na osobną notkę), a tymczasem w ogłoszeniu musi zażądać wykazu prac wraz z ich wartością. I znowu, gdzie tu art. 25 ust. 1 Pzp?
Z jednej strony można próbować usprawiedliwić autora rozporządzenia: zdarzają się zamawiający, którzy nadużywają swoich uprawnień, żądają dokumentów z sufitu albo zmieniają sens zapisów w sposób uwłaczający zdrowemu rozsądkowi lub przepisom ustawy. Z drugiej jednak strony ustawodawca nie jest od tego, żeby wyręczać zamawiających w myśleniu, niedopuszczalne jest też moim zdaniem założenie, że wszyscy zamawiający to idioci. Nie w tym miejscu, to w innym „twórczy zamawiający” spieprzy całą sprawę. Na przykład postawi kryterium sumy cen jednostkowych albo coś podobnego. Tymczasem jednocześnie sprawia ból głowy ogółowi zamawiających w przypadkach opisanych powyżej. A to nie wszystkie przecież…