Wedle statystyk UZP za rok 2022 w trybie dialogu konkurencyjnego prowadzono w naszym kraju zaledwie 0,06% postępowań o wartości przekraczającej progi unijne. Co jeszcze ciekawsze, jest to znacznie mniejszy odsetek niż ten dotyczący trybu negocjacji z ogłoszeniem (0,21%). Aż dziw bierze – wszak dialog jest bardziej elastyczny, prostszy (nie zawiera obowiązkowej oferty wstępnej), a przesłanki stosowania tych dwóch trybów są identyczne (na to porównanie zwrócił mi kiedyś uwagę Mateusz Bartoszcze). Trudno zatem zrozumieć, dlaczego zamawiający, skoro widzą potrzebę negocjacji, sięgają raczej po negocjacje z ogłoszeniem niż dialog konkurencyjny.
Wspomniana wyżej elastyczność dialogu konkurencyjnego to niezwykle cenne narzędzie: zamawiającemu na wstępie wystarczy bardzo ogólne pojęcie o przedmiocie zamówienia, kryteriach oceny ofert, nie musi mieć gotowego wzoru umowy. To wszystko kształtuje rozmawiając z wykonawcami. I jeśli tylko ma na to czas, może w ten sposób stworzyć coś ciekawego. Wspomniana wyżej skala elastyczności zamawiającego w stosowaniu tego trybu zależy jednak od tego, jak sztywne ustawi wymagania co do przedmiotu zamówienia na wejściu. Im więcej tam napisze, tym mniejsze ma pole manewru1. I niekiedy w toku rozmów z wykonawcami okazuje się, że nawet jakieś bardzo ogólne określenie przedmiotu zamówienia umieszczone na wstępie postępowania w ogłoszeniu o zamówieniu i opisie potrzeb i wymagań okaże się chybione. Być może sam zamawiający dojdzie do tego wniosku, a być może uświadomią mu to wykonawcy w toku dialogu.
Niestety, do opisanego powyżej problemu nie jest specjalnie dostosowana ustawa. Trudno dyskutować z zakazem zmiany ogłoszenia (no, przynajmniej w sprawach istotnych – wszak gdyby ogłoszenie brzmiało inaczej kto inny mógłby zgłosić się do postępowania albo mielibyśmy inne warunki udziału w postępowaniu czy kryteria selekcji). Jeśli zatem zamawiający „przestrzelił” na wstępie, wypadałoby postępowanie unieważnić. Tymczasem idealne, wydawałoby się, narzędzie nie znajdzie w tym przypadku zastosowania – bo art. 256 Pzp (czyli unieważnienie, „jeżeli wystąpiły okoliczności powodujące, że dalsze prowadzenie postępowania jest nieuzasadnione”, o wiele bardziej otwarte niż art. 255 pkt 5 Pzp wymagający spełnienia szeregu dodatkowych przesłanek) w trybie dialogu konkurencyjnego da się zastosować tylko przed złożeniem wniosków. Bo przecież gdyby można byłoby to zrobić przed złożeniem ofert, na cóż wymienianoby w tym przepisie „odpowiednio wnioski”? Inne przesłanki unieważnienia postępowania do takiego (samo)uświadomienia zamawiającego na etapie dialogu nie pasują. Pozostaje zatem stracić czas, zażądać złożenia ofert i liczyć na to, że ich nie będzie albo będą zbyt drogie. A to bez sensu.
Co ciekawe, gdy zamawiający prowadzi postępowanie w innym trybie, w którym owo (samo)uświadomienie może nastąpić na etapie rozmów z wykonawcami – zamówienia z wolnej ręki, możliwość unieważnienia postępowania ma, bo przecież art. 255 pkt 8 Pzp otwiera znacznie szerszą drogę do zakończenia postępowania bez zawarcia umowy. I w gruncie rzeczy w trybie dialogu konkurencyjnego taka furtka, jaką daje art. 256 Pzp przydatna byłaby właśnie przede wszystkim na etapie dialogu. To wtedy jest największa szansa, że zamawiający zrewiduje swoje oczekiwania i dojdzie do wniosku, że to co pierwotnie opisał, nie jest dobrym rozwiązaniem. To wtedy może mu być potrzebne narzędzie do unieważnienia postępowania. A tego narzędzia brak.
Ps. Oczywiście, każdy medal ma dwie strony. Wszak w dialogu uczestniczą wykonawcy, ponoszą koszty, unieważnienie powinno więc być ostatecznością. Jednak brnięcie w realizację przedsięwzięcia, co do którego zamawiający zrozumiał, że nie ma sensu, też nie ma sensu.
- Co nie oznacza, że może napisać dwa zdania. Wszak wykonawcy nie złożą wniosków, jeśli nie będą mieli żadnego pojęcia o przedmiocie zamówienia. ↩︎