O elektromobilności

Sporo emocji budzi ostatnio temat elektromobilności – a konkretnie daty wejścia w życie przepisów wymuszających na części zamawiających wymaganie od wykonawców, aby udział pojazdów elektrycznych lub napędzanych gazem ziemnym we flocie pojazdów użytkowanych przy wykonywaniu zadania publicznego będącego przedmiotem zamówienia wynosił co najmniej 10%. Przepis ten ma wejść w życie 1 stycznia 2022, a więc za trzy miesiące, i sieje grozę. Główny problem dotyczy dostępności stosownych pojazdów i może się okazać, że po 1 stycznia 2022 pewną sferę polskich zamówień publicznych czeka paraliż. Warto przy tym pamiętać, że przepis już był nowelizowany – pierwotnie wskazanao tam 1 stycznia 2020, ale na kilka miesięcy przed nadejściem tego dnia termin przesunięto o dwa lata. Zgodnie z zapowiedziami prasowymi, ma zostać ponownie przesunięty, ale kto wie, jak to się skończy.

Niniejszy tekst nie będzie jednak o tym, jaki jest problem na rynku z samochodami elektrycznymi i na gaz, choć nie da się ukryć – takie obowiązki mogą zrobić solidny przesiew na rynku i znacznie zmniejszyć konkurencyjność (nie mówiąc o wpływie na budżety zamawiających – wszak to są koszty, które wykonawcy przerzucą na swoich zleceniobiorców). Będzie o samych przepisach ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych w tym zakresie i wątpliwościach, jakie mogą budzić. Na boku przy tym pozostawię samo ich zaadresowanie pod kierunkiem wyłącznie jednostek samorządu terytorialnego – dlaczego tylko samorządy mają ponosić koszty rewolucji komunikacyjnej?
Czytaj dalej

O poszlakach i prawdopodobieństwie

Z poszlakami wiadomo jak jest: to takie ułomne dowody, które można na rozmaite sposoby interpretować. Możemy się czegoś z nich domyślać, ale to za mało aby cokolwiek udowodnić, niezależnie od okoliczności. Można na to spojrzeć jak w matematyce: 0 to brak dowodu, 1 to dowód (umożliwiający skazanie/odrzucenie itd.), a poszlaki kształtują się na osi gdzieś między 0 i 1. Czasami to będzie 0,1, czasami to będzie 0,2, czasami 0,9. Zawsze jednak pozostanie jakiś cień wątpliwości. Sytuacja jednak zaczyna się zmieniać, gdy pojawia się więcej poszlak, które możemy interpretować w podobny sposób. Wątpliwości pozostają, ale wartości poszlak się kumulują. To coś podobnego do rachunku prawdopodobieństwa. Prawdopodobieństwo wyrzucenia orła w pierwszym rzucie monetą wynosi 0,5. Prawdopodobieństwo wyrzucenia choć jednego orła w dwóch rzutach nie rośnie do 1, ale do 0,75. Zwiększając liczbę rzutów choćby i do stu, prawdopodobieństwo nie wyniesie 1.

W zamówieniach publicznych zasadą jest opieranie się na dowodach. Wtedy, kiedy zamawiający chce wykluczyć wykonawcę lub odrzucić ofertę, a także wtedy gdy odwołujący próbuje doprowadzić do zmiany decyzji zamawiającego. Jeden i drugi ma zadanie udowodnić swoją rację. Niekoniecznie prawdę absolutną, ale przynajmniej spełnienie przesłanek opisanych w ustawie. Jednak bywa, że jedynymi dowodami, na które można liczyć są te poszlakowe, a jednocześnie tworzą one na tyle spójny (albo odwrotnie – podejrzany) obraz sytuacji, że nikt przy zdrowym rozsądku by ich nie zignorował. A w wielu sytuacjach, gdy trzeba właśnie dojść do prawdy ukrytej, o takie dowody uczestnikom zamówieniowego rynku trudno. Zwłaszcza, gdy chodzi o to, aby udowodnić komuś popełnienie jakiejś machlojki.
Czytaj dalej

O niezbyt skutecznych technikach procesowych

Urlop człowieka dopadł, ale taki na pół gwizdka: nie da się nigdzie pojechać, bo tak naprawdę nie da się oderwać od roboty, a na dodatek w trakcie wypada dodatkowa atrakcja w postaci wycieczki do KIO. Będzie zatem z okazji urlopu krótko i tak się składa, że o KIO właśnie, a właściwie o dwóch technikach procesowych, których skuteczność raczej bywa odwrotna od zamierzonej. Wycieczka do KIO zaowocowała zresztą większą liczbą obserwacji, które jednak dotyczyły zjawisk dość powszechnych: np. przedkładania kluczowego dowodu w ostatniej serii wypowiedzi, wiedząc, że sala za chwilę ma być zajęta przez kolejną rozprawę, tak aby nikt nie zdołał się z nim na poważnie zapoznać i ewentualnie zakwestionować, albo występowania przez przystępującego przeciwko stronie, do której przystąpił (cóż, o problemie częściowych przystąpień już tu pisałem, ale póki ustawa jest ustawą, takie historie nie powinny mieć miejsca).

Pierwsza z technik, na które chciałbym zwrócić uwagę, polega na złożeniu jako dowodu ekspertyzy dokonanej przez biegłego sądowego. Oczywiście, gdy strona składa taką ekspertyzę z własnej inicjatywy, KIO nie przyjmuje go jako dowodu z opinii biegłego, ale jako opinię wykonawcy. Oczywiście, gdy opinię podpisze ktoś z pieczątką biegłego sądowego, wiarygodność takiego stanowiska może nieco wzrosnąć – w końcu po takiej osobie spodziewamy się wiedzy na określony temat oraz choćby odrobiny obiektywizmu (choć z tym ostatnim nie można przesadzać – w końcu strona, która dostanie opinię, która jej się nie spodoba, po prostu jej nie pokaże). Prawdziwie antyskuteczne jest jednak posłużenie się opinią biegłego z zupełnie innej dziedziny niż ta, na której temat się wypowiada. Czy można liczyć, że ktoś to weźmie poważnie pod uwagę?
Czytaj dalej

O dwóch problemach ze związaniem ofertą

Problem związania ofertą rozwiązano w nowej ustawie Pzp na tyle oryginalnie, że już dwukrotnie po niego sięgałem w swoich tekstach (w „szponach” ponad rok temu i w dłuższym tekście w drugim tegorocznym numerze kwartalnika „Buduj z Głową”). Mamy nowe zasady przedłużania terminu związania ofertą, nie mamy zawieszenia związania ofertą (i dobrze), mamy wreszcie oryginalną procedurkę na wypadek wyboru oferty po okresie związania ofertą (o niej pisałem m.in. we wspomnianym tekście szponowym – coś w rodzaju kompromisu mającego pogodzić zwolenników dwóch poglądów dotyczących konsekwencji upływu terminu związania na gruncie starej ustawy). Po ćwiczeniu nowych przepisów na żywych przetargach przez ostatnie osiem miesięcy mogę skupić się na dwóch drobnych na pozór problemach, które w praktyce chyba najbardziej bolą – jeden zamawiających, drugi wykonawców…

Zacznijmy od tego, co boli wykonawców. Boli mianowicie brak minimalnego terminu na wyrażenie zgody na przedłużenie związania ofertą. Oczywiście, możliwość przesłania takiej zgody zwykłym mailem sporo ułatwia, ale jeśli w grę wchodzi konieczność podjęcia decyzji przez szefów, którzy są na urlopach lub w delegacjach albo – co gorsza – konieczność przedłużenia gwarancji bankowej, brak minimalnego terminu bywa bolesny. Co bowiem, jeśli zamawiający wezwie do przedłużenia terminu związania na dzień – albo co gorsza na godziny – przed upływem terminu? Może być kiepsko. W poprzedniej ustawie wykonawca miał gwarantowane trzy dni i dziwi brak zachowania podobnego terminu w nowej ustawie.
Czytaj dalej