Gdy zaczynałem swoją znajomość z zamówieniami, o komunikacji elektronicznej nikt jeszcze w zasadzie nie śnił. Owszem, ludzie w pracy komputery mieli, ale nie wszyscy, a żeby wiadomość e-mail mogła być traktowana poważnie – co to, to nie. Każdy dokument musiał być złożony w papierku, z podpisem, a jeśli kopia to tylko potwierdzona za zgodność z oryginałem przez notariusza. Ileż to ofert zostało odrzuconych tylko dlatego, że wykonawca pomyślał sobie, że podpis radcy prawnego pod takim poświadczeniem wystarczy…
Z czasem to się zmieniało. Pierwszą sferą, w której e-mail znalazł jakieś szersze uznanie, były chyba prośby o wyjaśnienie treści siwz. Później szło powoli to do przodu i dziś doszliśmy do czasu, gdy teoretycznie postępowanie mogłoby się obejść bez papieru. Jedna jednak rzecz pozostała niezmieniona – podpis wykonawcy, podpis jest święty. Jeśli papier, to zamawiający badają, czy na pewno podpis oryginalny (czasami łącznie z macaniem odwrotu kartki). Zastanawiają się, czy parafka wystarczy. Jeśli dokument elektroniczny – ustawodawca stwierdził, że trzeba wymagać, aby oferta była podpisana podpisem kwalifikowanym, a także aby wszelkie dokumenty w formie kopii takim podpisem były potwierdzone. Nieliczne są sfery, w których świętość podpisów została już pogrzebana – prośby o wyjaśnienie treści siwz, dokumenty zamawiającego, niewiele poza tym.
Czytaj dalej