Jedną z wpadek ustawodawcy przy tworzeniu nowej ustawy Pzp jest różnica pomiędzy brzmieniem art. 253 ust. 1 i art. 260 ust. 1. Pierwszy z tych przepisów dotyczy informowania o wyborze oferty najkorzystniejszej i zobowiązuje on zamawiającego, aby powiadomił wykonawców nie tylko o tym, kogo wybrał, ale także o tym, czyją ofertę odrzucił – z uzasadnieniem faktycznym i prawnym (swoją drogą, niektórzy nie zauważają, że uzasadnienie odnosi się zarówno do wyboru, jak i do odrzucenia). Drugi z tych przepisów dotyczy unieważnienia postępowania i zobowiązuje zamawiającego, aby powiadomił wykonawców o tymże unieważnieniu (wraz z uzasadnieniem faktycznym i prawnym). Różnica polega na tym, że w przypadku drugiego przepisu ustawodawca pominął obowiązek informowania o odrzuceniu ofert.
Wpadka jest niewątpliwa (gdyby zastosować kryterium racjonalności ustawodawcy należałoby podejrzewać, że tkwi w tym głębszy sens, choć go nie dostrzegamy, ale tu tego sensu po prostu nie ma), ale wydawała się drobna – trudno mi było wyobrazić sobie sytuację, w której zamawiający unieważniając postępowanie napisze: „unieważniam, bo odrzuciłem wszystkie oferty”, a powody odrzucenia ominie (zresztą analogicznie w przypadku innych przesłanek unieważnienia). Niemniej ostatnio trafił mi się przykład zamawiającego faktycznie zastanawiającego się, co powinien w takiej sytuacji zrobić i czy faktycznie nie powinien pominąć informacji o odrzuceniu ofert i uzasadnieniu tego kroku.
I zacząłem zastanawiać się, czy nasz ustawodawca nie ma racji pisząc aż tak szczegółową ustawę i próbując kierować każdym krokiem zamawiającego. Bo skoro potrzebne jest pisanie takich rzeczy wprost… Z drugiej strony, może to właśnie tak napisana ustawa przyzwyczaja zamawiających do kierowania się wyłącznie tym, co w niej znajdą. Do wyszukiwania podanych wprost rozwiązań dla każdego zdarzającego się problemu (co przecież nie jest możliwe – choćby ustawodawca bardzo się starał, nigdy nie przewidzi wszystkich możliwości). A odzwyczaja od myślenia i pamiętania o tym, co w ustawie jest najważniejsze – o zasadach. I o czymś, co w ustawie zapisane nie jest (a czasami nawet może niestety przeszkadzać przy jej stosowaniu) – czyli o zdrowym rozsądku.
No bo jaki będzie skutek informacji o treści „unieważniam postępowanie, bo odrzuciłem wszystkie oferty” – i koniec, i kropka? Na początek telefony do zamawiającego, a jeśli ten zdecyduje się nadal milczeć w tym temacie (no bo skoro ustawa mu nie mówi, że ma to powiedzieć, to nie powie) – odwołania, które nikomu do niczego nie przysłużą, tylko przedłużą postępowanie i dadzą zarobić państwu (oraz prawnikom). Wypadałoby pomyśleć w kategoriach przejrzystości i jawności postępowania. Informacja o samym unieważnieniu w takiej sytuacji jest absolutnie niewystarczająca i nie wyjaśnia wykonawcom faktycznych podstaw decyzji zamawiającego. Dopiero wyjaśnienie tych okoliczności nada temu zawiadomieniu jakąś wartość informacyjną.
I tak jest z każdym innym przepisem ustawy, niekiedy nawet z takim, który jakieś okoliczności opisuje w sposób bardzo detaliczny. Każdy przepis użytkownicy ustawy muszą czytać mając w głowie podstawowe hasła, w szczególności równe traktowanie, uczciwa konkurencja, proporcjonalność, przejrzystość i jawność. A już najbardziej istotne jest to tam, gdzie ustawodawca zawiódł. Gdzie w całej tej swojej kazuistyce albo coś pominął, albo popadł w sprzeczność, albo doszedł do rozwiązań urągających zdrowemu rozsądkowi, gdyby je czytać dosłownie. Tam ustawowe zasady są wytycznymi, które stanowią jedyne drogowskazy i każdy zamawiający musi umieć kierować się właśnie nimi.
Ps. Mi osobiście marzyłaby się ustawa złożona z samych zasad (no, może niemal samych), choć zdaję sobie, że to marzenie z gatunku utopijnych i całkowicie nierealnych.