O 90% przychodu

Walka o odpady - rys. Wanda Bednarczyk

Rys. Wanda Bednarczyk

Dziś temat nie jest oryginalny – chodzi o niedawny wyrok KIO o dziesięciu sygnaturach (dla porządku wypada je podać: 561, 563, 573, 574, 575, 577, 579, 581, 587 i 589/22) w budzącej wielkie zainteresowanie sprawie odbioru odpadów na terenie Warszawy. No, odpady to rzecz w dzisiejszych czasach przynosząca pieniądze, ale zainteresowanie tym wyrokiem wynika przede wszystkim z jego potencjalnej precedensowości – może mieć on duże znaczenie dla interpretowania zasad zamówień udzielanych podmiotom powiązanym (in house) w polskich warunkach. Choć mam nadzieję, że podejście KIO zaprezentowane w tym wyroku jednak się nie przyjmie.

O samych zamówieniach „in house” pisać tu nie zamierzam – poświęciłem temu tematowi co najmniej dwa teksty w „szponach”: przed siedmioma laty i przed trzema laty. W największym skrócie jest to grupa zamówień, która jest wyłączona ze stosowania dyrektyw zamówieniowych, ponieważ unijny ustawodawca uznał, że stanowią one wewnętrzną sprawę zamawiających. Nasz krajowy ustawodawca uznał, że zamówienia takie należy włączyć do ustawy i obwarować pewnymi procedurami (zaostrzając przy tym nieco warunki ich stosowania), choć są to procedury ograniczone – takich zamówień udziela się w trybie zamówienia z wolnej ręki.
Czytaj dalej

O wolnej ręce po nieudanym przetargu

W przepisach o zamówieniach publicznych już od 21 lat znajduje się przesłanka pozwalającą na zastosowanie zamówienia z wolnej ręki w przypadku niepowodzenia we wcześniejszych postępowaniach przetargowych. Oczywiście nie w każdym przypadku. Gdy pierwszy raz pojawiła się w ustawie, była w niej mowa o unieważnieniu wcześniejszego postępowania prowadzonego w trybie przetargu nieograniczonego z powodu braku wymaganej liczby ofert (wówczas wymagane minimum to były dwie oferty), o ile przedmiot zamówienia można było uzyskać tylko u jednego wykonawcy. Dodatkowo zastrzeżono, że pierwotne warunki zamówienia nie mogą zostać w sposób istotny zmienione. Przepis ewoluował, wyleciał z niego dopisek o możliwości uzyskania zamówienia u jednego wykonawcy (mocno utrudniający możliwość skorzystania), pojawiło się także odrzucenie wszystkich ofert, przejściowo obowiązywał wymóg unieważnienia aż dwóch postępowań, ale zasada wciąż pozostawała podobna.

Obecnie mamy art. 214 ust. 1 pkt 6 Pzp – odsyła on do dwóch trybów, w których mogło być prowadzone wcześniejsze postępowanie (przetargu nieograniczonego oraz przetargu ograniczonego), mówi o unieważnieniu postępowania z powodu braku wniosków lub ofert oraz unieważnieniu postępowania z powodu odrzucenia wszystkich wniosków lub ofert. Ogranicza się przy tym do dwóch rodzajów podstaw prawnych tego odrzucenia – albo chodzi o niezgodność oferty z opisem przedmiotu zamówienia, albo (to nowość w porównaniu z poprzednimi zasadami) zamawiający nie dostał wszystkich papierów na brak przesłanek wykluczenia lub spełnianie warunków, względnie ktoś po prostu podlega wykluczeniu lub nie spełnia warunków. Najważniejsza zasada (pierwotne warunki zamówienia nie zostały w sposób istotny zmienione) jest dziś słowo w słowo identyczna, jak w 2001…
Czytaj dalej

O zakazie podwykonawstwa w zamówieniu z wolnej ręki

Art. 214 ust. 9 ustawy Pzp zawiera (zaczerpnięty zresztą z art. 36a starej ustawy) zapis o tym, że jeśli zamawiający udziela zamówienia podmiotowi wewnętrznemu (in-house), ów podmiot nie może powierzyć podwykonawcy wykonania „głównego przedmiotu zamówienia”. Zasada pojawiła się w ustawie wraz z ujęciem w niej zamówień in-house w ogóle (zresztą, nieszczęśliwym, bo w wielu przypadkach obowiązek stosowania nawet tak skromnych procedur, jakie mamy przy zamówieniu z wolnej ręki, stanowi biurokratyczną barierę w transakcji – bądź co bądź – czysto wewnętrznej). W komentarzach można znaleźć dla niej uzasadnienia – np. Prezes UZP w swojej opinii „Współpraca publiczno-publiczna w rozumieniu ustawy Pzp” (dostępnej na tej stronie) wskazał, że zasada stanowi tylko implementację podstawowych zasad systemu i służy do tego, aby zapewnić konkurencyjność przy nabywaniu usług przez zamawiających i podmioty przez nich kontrolowane. Chodzi o niedopuszczenie do sytuacji, w której podmiot wewnętrzny nie ma zdolności do realizacji i staje się tylko pośrednikiem w dalszym zleceniu usług.

W skrajnym przypadku miałoby to prowadzić do wyprowadzenia zamówienia poza system zamówień publicznych – choć w praktyce trudno sobie wyobrazić. Bo chyba dość trudno utworzyć spółkę w taki sposób, aby nie łapała się na zasady zapisane w art. 4 pkt 3, a jednocześnie aby była podmiotem wewnętrznym w rozumieniu art. 67 ust. 1 pkt 11–14. Oba te cele nieco wchodzą w sobie w paradę: aby uniknąć art. 4 wypadałoby aby spółka nie zaspokajała potrzeb o charakterze powszechnym, ale aby zapewnić spełnienie wymagań z art. 67 wypada udowodnić, że wykonuje zadania powierzone przez zamawiającego – zdecydowana większość zamawiających ma jednak realizować cele publiczne, a nie komercyjne. No, ale być może moja wyobraźnia jest tutaj zbyt mała i jest możliwość udzielenia zamówienia in-house podmiotowi, który ustawy nie musi stosować i mógłby potem podzlecić to zamówienie komubądź na dowolnych zasadach. Jednak sama idea zlecenia zamówienia podmiotowi wewnętrznemu tylko wtedy, gdy ma on zdolność do jego realizacji ma jakiś sens. Choćby dlatego, że zlecając zamówienie bezpośrednio zdolnemu do jego realizacji wykonawcy zewnętrznemu unika się pośrednika, który zwykle powoduje podniesienie kosztów przedsięwzięcia.
Czytaj dalej

O przesłankach wyboru trybów

Świat się zmienia, słowo pisane coraz częściej ustępuje podcastom czy filmom. Ja do takich form przekazu jakoś przekonać się nie mogę. Zdarzają się jednak takie, które moją niechęć przełamują. Tym razem był to wywiad przeprowadzony na podcastowym kanale SIDiRu „PRZE:budowa”. Godzinna rozmowa z Dariuszem Kobą na temat „liftingu” zamówień publicznych, jego sensu i skutków dostępna pod adresem https://prze-budowa.simplecast.com/episodes/system-zamowie-publicznych-po-liftingu-dlaczego-niewiele-si-zmieni. A wśród wszystkich tematów, jakie tam zostały poruszone, jeden mnie odrobinę zaskoczył. Głównie dlatego, że sam na ten pomysł nie wpadłem, a jest poniekąd genialny w swojej prostocie. A chodzi o przesłanki zastosowania trybów innych niż te tzw. „podstawowe”.

Idea polega na tym, aby przesłanki zastosowania trybów nie dawały prawa do skorzystania z danego trybu postępowania, ale nakładały obowiązek, aby to zrobić. Czyli jeśli mamy do czynienia z brakiem gotowych rozwiązań na rynku, istnieje szczególny stopień złożoności lub ryzyko związane z przedmiotem zamówienia, albo przedmiot obejmuje rozwiązania projektowe – trzeba zastosować negocjacje z ogłoszeniem. No, może ten tok rozumowania jest odrobinę utrudniony, bo mamy ujednolicone przesłanki zastosowania negocjacji z ogłoszeniem oraz dialogu konkurencyjnego. Ale gdyby w tych sytuacjach przed zamawiającym stał tylko taki wybór, i tak byłoby o niebo lepiej. Dlaczego lepiej? Bo tych negocjacji w zamówieniach naprawdę nam brakuje. Bo niemal wszystkie zamówienia na rynku są prowadzone pod dyktando zamawiających, a wykonawcy nie mają w nich nic do powiedzenia, nawet jeśli mogliby powiedzieć coś sensownego (w tym wywiadzie – świetny przykład, podany z wyjątkową lekkością, w postaci rozmowy z prawnikiem).
Czytaj dalej