Jednymi z narzędzi, które można stosować przy udzielaniu zamówienia w przypadku dopuszczenia składania ofert częściowych, są limity części, na które można złożyć ofertę lub które mogą zostać udzielone jednemu wykonawcy. Już kilkakrotnie były one tematem tekstów w „szponach” (m.in. rok temu), za każdym razem jednak w kontekście jednego postępowania o udzielenie zamówienia publicznego. Co jednak, jeśli mamy do czynienia z kilkoma postępowaniami? Na przykład zamawiający ustanowił taki limit w prowadzonym postępowaniu, jednak w zakresie niektórych części musiał je unieważnić i powtarza przetarg w tym zakresie, a w nim złoży mu ofertę wykonawca, który w poprzednim postępowaniu osiągnął już limit wygranych części?
Jeśli zamawiający ma dobre, racjonalne uzasadnienie wprowadzenia tego limitu (a przecież musi mieć), taka sytuacja z pewnością jest dla niego niekorzystna. Wszak nie po to ustalił w pierwotnym zamówieniu, że na przykład jeden wykonawca może otrzymać zamówienie tylko w jednej części, aby potem musieć udzielić temu samemu wykonawcy zamówienia w drugiej – bo w powtórzonym postępowaniu też złożył ofertę i też w którejś z części wygrał… Skoro były jakieś zdroworozsądkowe przesłanki dla takiego ograniczenia, to zapewne nadal one trwają. Na rynku, na którym można kierować się po prostu racjonalnymi zasadami, bez ograniczeń ustawowych, nic nie stoi na przeszkodzie aby zamawiający wskazał, że powtarza część starego postępowania i wykonawca X, który już wyczerpał swój limit za pierwszym razem, nie ma w nowym czego szukać.
W realiach zamówień publicznych tak nie jest. Art. 36aa ogranicza możliwości zamawiającego tylko do ograniczenia możliwości składania lub wybrania jako oferty najkorzystniejszej do określonej liczby ofert częściowych w danym postępowaniu. Dlaczego? Przecież nie ma to sensu. Mam wrażenie, że źródłem tego drobiazgu, podobnie jak i wielu innych problemów wynikających z ustawy, jest nadmierna kazuistyka. Skupianie się ustawodawcy na konkretnych rozwiązaniach, wynikających często z konkretnych doświadczeń, a nie ograniczanie się do zasad, które zamawiający mógłby wypełniać treścią stosownie do uzasadnionych potrzeb. Jasne, zapewne w używanie takiej ustawy trzeba byłoby włożyć nieco więcej wysiłku, ale byłoby także więcej możliwości. Niestety, projekty nowej ustawy Pzp pokazują, że zjawisko to tylko się pogłębia…