Notka edukacyjna, czyli o tym, czy użytkownik zawsze płaci

Jako że tydzień wyjątkowo zalatany, tak że nadeszła niedziela, a ja dotąd nie miałem czasu zająć się jakimś ważkim czy drażliwym problemem zamówieniowym, dzisiaj będą prawdy oczywiste. A może nie do końca oczywiste, bo inspiracją do notki jest głos w dyskusji (na forum zupełnie niezamówieniowym) na temat inwestycji drogowych w moim mieście. Dyskusję wywołał głos jednego z włodarzy tego miasta, podany w lokalnej prasie, a zawierający zapowiedź (a przynajmniej taką możliwość) realizacji chyba największej z planowanych inwestycji drogowych w trybie partnerstwa publiczno-prywatnego.

Głos ten natychmiast obudził demony, pod postacią komentatorów (a przynajmniej jednego), którzy oburzali się, że jak to, miasto ma obowiązek budować drogi, ale to oni będą musieli zapłacić za przejazd nimi. No i właśnie, będą musieli? Czy ppp automatycznie oznacza, że użytkownik musi sięgnąć do własnej kieszeni i wysupłać pięć złotych za przejazd drogą?

Cóż, nie zawsze. A właściwie – w tym konkretnym wypadku – o tyle prawdopodobne, że droga ma być bardzo szczególna (nowy most na Wiśle i długaśny tunel). Jednak co do zasady utożsamianie ppp z koniecznością płacenia jest dość pochopne. W przypadku budowy dróg, które nie są autostradami – tym bardziej, że nasze prawo zabrania pobierania opłat od użytkowników za przejazd publicznymi, „zwykłymi” drogami. Wyjątek stanowi tylko – akurat – dla bodajże mostów i tuneli. Nie jest zatem wykluczone, że w tym konkretnym wypadku przejazd tunelem może się okazać płatny, choć z drugiej strony oburzenie na coś takiego też zdaje się niezbyt szczęśliwe. Wszak pobieranie opłat za tego typu atrakcje jest normą na świecie. Głośno było ostatnio o najwyższym na świecie moście we Francji (2,5 km długości, ponad 300 m wysokości w najwyższym punkcie) – który rzecz jasna jest płatny (6,50 euro od samochodu osobowego, w sezonie drożej). Chcesz przejechać przez Sydney Harbour Bridge w szczycie? 4 dolary proszę. Pod Alpami? Aż trudno znaleźć (wyskakują mi na szybko tylko planowane inwestycje). A to tylko najbardziej spektakularne z wielu drobniejszych.

Wracając jednak do „zwykłej drogi” w naszym kraju, jak można sfinansować ją w ramach ppp, skoro od użytkownika opłaty pobrać nie można? Cóż, możliwości jest sporo. Najprostszą rzecz jasna jest finansowanie tejże drogi przez podmiot publiczny, który tę drogę zamawia w postaci opłat za dostępność (zawierających w sobie stopniową spłatę nakładów poniesionych przez partnera prywatnego za budowę drogi, jak i zapłatę za jej utrzymywanie + rzecz jasna zysk). Miasto może też płacić w innej formie (np. właśnie od ilości użytkowników). Ale są też inne opcje, które te ciężary finansowe podmiotu publicznego mogą nieco zmniejszyć. Wszak droga to także cała infrastruktura wokół. Prostym rozwiązaniem (choć na pewno nie na tyle dochodowym, by dzięki niemu zwróciła się cała droga) jest monopol partnera prywatnego na reklamy w pasie drogowym. Prostym także jest umożliwienie koncesjonariuszowi budowy infrastruktury drogowej, która może przynosić zyski (takie stacje benzynowe na przykład). Można także danie w pakiecie terenów, które partner prywatny może obrócić na jakiś handlowy pożytek (dajmy na to, nowa droga może prowadzić wygodnie do nowego supermarketu). Wyobrazić pewnie można sobie sporo takich sposobów. Ba, można je łączyć. I jeśli nawet w tym połączeniu będą dwa złote od użytkownika za przejazd tunelem, Rzeczpospolita od tego nie upadnie :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *